Kilka tygodni temu internet przypomniał mi o lekkiej atletyce
(nie znoszę „lekkoatletyki”, choć słowniki tolerują tę wersję). Krzyknął mi
prosto w oczy tytułem „Nadzieja w skoku o tyczce pobiła rekord Polski”.
Przez chwilę pomyślałem, że
Nadzieja to nazwisko młodej, utalentowanej zawodniczki. Język polski łaskawie
dopuszcza szyk przestawny, ale przecież nie aż tak dowolnie. Tytuł wygląda zatem
na jeszcze jeden skrót myślowy i jest kolejnym dowodem na to, że myśleć zawsze
warto, lecz nigdy na skróty.
Znudzony oglądaniem meczów
piłkarskich i zmęczony notowaniem ciągle tych samych błędów językowych,
przełączyłem telewizor na kanał pokazujący zawody lekkoatletyczne. Nie
nadążałem klikać w klawisze laptopa, więc musiałem sięgnąć po notes i długopis.
Przyznaję, że lubię obgryzać (nie
ogryzać!) długopisy i ołówki. Szybko spotkała mnie za to zasłużona kara. „Jego
rekord życiowy jest lepszy od swojego kolegi” – tak komentator przedstawił
jednego z uczestników biegu, a ja z wrażenia omal nie udławiłem się długopisem.
Nadzieja (nie ta od tyczki), że „może
uda się pokrzyżować szyki obu Etiopkom”, zabrzmiała całkiem obiecująco, bo
byłoby nudno, gdyby na podium stanęły reprezentantki jednego kraju. Komentator
wprowadził nas jednak w błąd, bo z kontekstu wynikało, że Etiopki miały
pokrzyżowały szyki Kenijkom.
Etiopka, Kenijka – wszystko jedno,
bo przed rozpoczęciem kolejnej konkurencji okazało się, że „nie widzimy ją na
starcie”. Na jednym z blogów językowych znalazłem apel „Ratujmy biernik!”.
Okazuje się, że coraz bardziej zagrożony wyginięciem jest również dopełniacz. „Widzimy
ją” – kogo?, co?, czyli biernik; „nie widzimy jej” – kogo?, czego?, a więc
dopełniacz.
Komentator zaczął mnie wręcz
irytować, gdy w co trzecim, czwartym zdaniu oznajmiał, że jakiś zawodnik „wygrał
swój bieg eliminacyjny” (ewentualnie półfinałowy). Mojego biegu wygrać nie
mógł, bo wyjątkowo nie startowałem w tych mistrzostwach, a zwłaszcza w ich półfinale.
Kiedyś dociekałem, kto zechciałby „wygrać Wimbledon w mojej karierze”. Dziś tylko dodam, że złoty medal
olimpijski w lekkiej atletyce też mógłby być, chętnie w którejś z najbardziej
spektakularnych konkurencji.
Trochę się rozmarzyłem, wracajmy
na ziemię, a konkretnie przed telewizor. „Na torze drugim pobiegnie Południowoafrykanerka”
– zapowiedział komentator. Dwa błędy w jednym. Afrykaner, zgodnie z „Wielkim
słownikiem poprawnej polszczyzny” pod redakcją Andrzeja Markowskiego, to
„potomek kolonistów, którzy osiedlili się w Afryce Południowej w XVII/XVIII
wieku”.
Zawodniczka nijak nie wyglądała na
pra-ileś-tam-razy-wnuczkę osadników, lecz stanowczo na przedstawicielkę
rdzennej ludności Afryki. A gdyby nawet wyglądała... Afrykanerka, bez
przedrostka „Południowo-”, w zupełności by wystarczyła, bo w języku potocznym
jest to mieszkanka Republiki Południowej Afryki.
Za trzy tygodnie mistrzostwa świata – formę szlifują lekkoatleci,
warto by było, aby sprawozdawcy też trochę poćwiczyli. Rekordów, nawet lepszych
„od swojego kolegi”, nie trzeba uczyć się na pamięć, ponieważ zna je każdy
komputer. Warto natomiast przypomnieć sobie choćby odmianę przez przypadki
zaimka „ona”.
A do prezenterów, dla których lekka atletyka nie jest sportem
pierwszego wyboru, mam prośbę, aby nie mylili konkurencji z dyscypliną.
Dyscypliną jest lekka atletyka, a konkurencjami wszystkie biegi, skoki, rzuty
(tu dygresja: kulą się nie rzuca, kulą się pcha!) i wieloboje. Chód oczywiście
też, jakżebym mógł o nim zapomnieć?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz