piątek, 28 sierpnia 2015

Partykuła na spacerze

W tym tygodniu chyba cała Polska siedzi przed telewizorami i ogląda relacje z lekkoatletycznych mistrzostw świata. To zawsze dobra okazja, aby przypomnieć – chociaż niektórzy dziennikarze i tak nigdy tego nie zapamiętają – że kulą się nie rzuca, lecz pcha. Dziś jednak nie o tym, dziś o szyku przestawnym.

„Mistrz Europy Adam Kszczot z Zurychu” – tak komentator przedstawił jednego z finalistów biegu na 800 metrów. Być może za rok, jeśli Polak awansuje do finału olimpijskiego, usłyszymy, że to „wicemistrz świata Adam Kszczot z Pekinu”. Sprawdziłem z ciekawości – to lekkoatleta z Opoczna.
Niecałe trzy miesiące temu w „Ewidentnych wiatrakach” wspomniałem, że w języku polskim można – zależnie od potrzeb – zmieniać kolejność słów w zdaniu, jednak nie wolno tego robić w sposób dowolny i bez ograniczeń. Od tamtej pory zanotowałem sporo kolejnych przykładów zbytniej swobody w wykorzystywaniu szyku przestawnego.
„Grała Williams na forhend Larsson” – to oczywiście opis meczu tenisowego. Czy domyślilibyście się, nie patrząc na ekran, kto komu grał na forhend – Amerykanka Szwedce czy Szwedka Amerykance? Ja ten mecz oglądałem, więc dobrze przypuszczacie – to zdanie powinno prawidłowo brzmieć tak: „Larsson grała Williams na forhend”.
Przy okazji prośba do komentatorów, aby w takich sytuacjach częściej posługiwali się narodowością zawodniczek. Większość obcojęzycznych nazwisk kobiet nie poddaje się naszej obróbce przez przypadki i naprawdę trudno zgadnąć, czy to Williams coś robi rywalce, czy raczej rywalka Williams.
Niewłaściwe użycie szyku przestawnego może zamienić zdanie prawdziwe na nieprawdziwe. „Skrobanie po achillesach Diego Costy”... Kto nie widział, ten by pomyślał, że skrobali Diego Costę. Ja widziałem – skrobał Diego Costa. „Udało się Holendrom strzelić bramkę” – domyślamy się, że to Holendrzy zdobyli gola, ale (znając naszych komentatorów) pewności jednak mieć nie możemy. „Strzał na bramkę Kowalskiego” – to wcale nie była bramka Kowalskiego, bo to Kowalski strzelał.
Szyk przestawny bywa bardzo pomocny w zwróceniu uwagi na to, co – w zamiarze mówiącego – jest najważniejsze lub najciekawsze. Jest subtelna różnica między zdaniami „W tym tygodniu chyba cała Polska siedzi przed telewizorami”, „Chyba cała Polska siedzi przed telewizorami w tym tygodniu” i „W tym tygodniu siedzi przed telewizorami chyba cała Polska”. Znacznie częściej jednak, błędnie zastosowany, szyk przestawny prowadzi na manowce. Zwróćmy uwagę, jak bardzo – wędrująca po całym zdaniu partykuła „tylko” – zmienia jego sens.
W finale biegu na 800 metrów Polak był wolniejszy tylko od Kenijczyka” – i właśnie tak było.
Tylko w finale biegu na 800 metrów Polak był wolniejszy od Kenijczyka” – z tego zdania wynika, że Adam Kszczot wygrywał z tym rywalem we wszystkich pozostałych startach w tej konkurencji.
W finale biegu tylko na 800 metrów Polak był wolniejszy od Kenijczyka” – nie brzmi to zgrabnie, ale sugeruje, że z tym rywalem nasz zawodnik wygrał na innych dystansach.
W finale biegu na 800 metrów tylko Polak był wolniejszy od Kenijczyka” – w tym przypadku Adam Kszczot zajął nie drugie, lecz ostatnie miejsce.
Na Facebooku jeden z moich znajomych zamieścił (mógłbym napisać również, że „Jeden z moich znajomych zamieścił na Facebooku…”) zdjęcie telewizora, bo nie mógł uwierzyć w to, co przeczytał na tak zwanym żółtym pasku. „Pijany kierowca autobusu wiózł pasażerów bez prawa jazdy”. Współczuję pasażerom wcale nie dlatego, że trafił im się szofer po spożyciu. Przykro mi, że z jakiegoś powodu nie mają prawa jazdy.

czwartek, 20 sierpnia 2015

Komentator zaczerpnięty ze stajni

Jeśli źle lub bardzo źle mówi były piłkarz lub trener, pomagający komentatorowi i nam, widzom, spojrzeć na mecz bardziej fachowym okiem, z rezygnacją macham ręką. Widocznie nie można mieć wszystkiego, czyli eksperta potrafiącego połączyć treść z formą. Co można zrobić, kiedy – aż się prosi, żeby za telewizorem wstawić przymiotnik „ewidentne” – błędy popełnia zawodowy dziennikarz? Zmienić kanał?

Można, ale telewidz nigdy nie ma pewności, czy nie trafi z deszczu pod rynnę. Polityków strach słuchać, bo nawet kłamać nie potrafią poprawnie. Reporterzy, publicyści i prezenterzy szybko przyswajają sobie błędy rozmówców i chętnie dzielą się nimi swoimi. Reklamodawcy nie szanują ani naszej inteligencji, ani wrażliwości językowej… W radiu niewiele lepiej, a w internecie już prawie dno.
W tej sytuacji nie zmieniłem kanału, za to z jeszcze większą zawziętością notowałem kolejne wpadki komentatorów. Wczoraj największe wrażenie zrobiło na mnie zdanie: „Nie było tak jak wczoraj, gdzie zajmowano się przede wszystkim...”. Już nie słuchałem, kto i czym zajmował się przede wszystkim, ponieważ próbowałem zgadnąć, jak można było użyć zaimka pytajno-względnego „gdzie” do określenia czasu, nie zaś miejsca zdarzenia. Jak można nie wiedzieć, że właśnie do tego celu stworzony jest zaimek „kiedy”?
Pisałem już o tym równo pół roku temu w rozdziale „Gdzie wzrok nie sięga, tam język pośle”. Jeden z moich dobrych znajomych, pomagający mi w tropieniu błędów najczęściej powtarzających się w polskich mediach, podrzucił w komentarzu kolejny przykład. „Terroryści dokonali zamachu, gdzie są ofiary śmiertelne". Powoli dochodzę do wniosku, że wszyscy jesteśmy terroryzowani przez ludzi, którzy – tu ograniczę się do dziennikarzy sportowych – wszystkie wyniki, tabele, rekordy i rankingi mają w małym palcu (zamiast w komputerze), lecz już zapomnieli, na którą półkę odłożyli słownik poprawnej polszczyzny.
Nie będę przeszukiwał kilku stron notatek, bo mam pod ręką dwa pyszne przykłady z transmisji jednego z wczorajszych meczów eliminacji piłkarskiej Ligi Mistrzów. Krótka dygresja... Są tacy komentatorzy, którzy przez 90 minut potrafią kilkanaście razy przypomnieć, że to mecz „piłkarskiej” Ligi Mistrzów. Panowie, czy naprawdę aż za takich idiotów macie telewidzów?
„Sfabrykowali gola” – powiedział pan sprawozdawca. Słownik języka polskiego podpowiada: „wymyślić coś” (nigdy „wymyśleć”!), „sfałszować”. Gdyby powiedział tak o arbitrach, to moglibyśmy bić mu brawo za oryginalne określenie pomyłki sędziowskiej lub wręcz oszustwa. On jednak powiedział tak o piłkarzach drużyny, która zdobyła bramkę. Spalonego nie było, faulu też nie, więc na jakiej podstawie komentator oskarżył ich o fałszerstwo?
„Piłkarz zaczerpnięty ze stajni” – autor ten sam. Stacja naprawdę porządna, inaczej bym za nią dodatkowo nie płacił, ale coraz bardziej przypomina stajnię Augiasza. Skąd zaczerpnęła tego komentatora?


czwartek, 13 sierpnia 2015

Faul czysty jak łza

Dałem sobie kilka dni urlopu, stąd tydzień przerwy w polerowaniu polszczyzny. Wróciłem ze wsi do miasta, znad jeziora i spod lasu przed telewizor i komputer, i od razu wdałem się w wymianę zdań na Twitterze. Wytknąłem jakiś błąd jezykowy, pochwaliłem innego krytykującego – i dalej już samo poszło.

A zaczęło się od niewinnej uwagi Radosława Nawrota, któremu nie jest obojętny język, jakim posługuje się nasza grupa zawodowa, że zwrot „piłkarz jest pod grą” trudno uznać za wzór poprawności albo piękna. Dodałem, że „piłkarz pod kryciem” brzmi co najmniej zalotnie, i wtedy jeden z dyskutantów zarzucił nam, że się czepiamy.
Komentatorzy mówią jak mówią, a ponieważ wszyscy ich rozumieją, to w czym problem? – tak z grubsza argumentował. W tym, szanowny adwersarzu, że mógłbym przecież napisać „adwersażu” i też („terz”...) byśmy się zrozumieli. Otóż nie – każdy język (jak mecze pucharowe, o czym nigdy nie zapominają przypomnieć komentatorzy) „rządzi się swoimi prawami”. Można mówić ładnie lub brzydko, zwięźle lub rozwlekle, interesująco lub zanudzać słuchaczy, ale zawsze trzeba w zgodzie z regułami.
Zastanawiałem się, po jaki przykład sięgnąć, aby pokazać, że „język piłkarski” przekracza nie tylko granice poprawności, ale także absurdu. Nie musiałem długo szukać, bo nie po to od prawie roku robię notatki, żeby teraz tracić czas na myślenie. Tym słowem jest „faul”, przez sprawozdawców, towarzyszących im ekspertów oraz samych piłkarzy powszechnie uważany za synonim „rzutu wolnego”.
„Piłkarz domaga się od sędziego faulu” – usłyszałem i zapisałem. Meczu już nie pamiętam, więc teraz staram się wyobrazić sobie tę sytuację. Zawodnik przebiega obok arbitra i żąda, żeby go kopnął albo chociaż podciął? „Ten faul Arsenalowi się należał” – o, to jeszcze ciekawszy lapsus. Czyżby komentator był sympatykiem Tottenhamu i cieszył go każdy faul na piłkarzu rywala zza miedzy? „Nie było faulu” – lubi zapewniać komentator, który zbyt wolno zbliża się do wieku emerytalnego. A faul był, co pokazały liczne powtórki. Nie było tylko gwizdka sędziego i rzutu wolnego, ale to już inny problem.
Kolejnym przykładem szkodliwej nowomowy rozmnażającej się w języku komentatorów jak ostatnio sinice w Bałtyku jest „stały fragment gry”. Jeśli akurat nie patrzę w telewizor, to nie dowiem się, czy chodzi o rzut rożny czy wolny. Stałym fragmentem gry jest przede wszystkim rozpoczęcie meczu, więc dlaczego coraz liczniejsza rzesza komentatorów ekscytuje się kornerem jako pierwszym stałym fragmentem dla tej samej drużyny? Poza tym zawsze warto mówić jak najbardziej konkretnie – precyzja to przecież zaleta.
Albo „przegrać piłkę przez obrońcę”... Zawsze wydawało mi się (i chyba nie zanosi się na to, aby ta definicja miała się zmienić), że „przegrana” znaczy to samo, co „porażka”. Nie dla niektórych komentatorów jednak. Im nie przeszkadza, iż obrońca tej piłki nie stracił (nie przegrał), bo rywal w ogóle nie próbował mu jej odebrać. Tym dziennikarzom, takie odnoszę wrażenie, zależy nie tyle na rzetelnym przekazie, co na orygilności wypowiedzi.
Wróćmy na chwilę do „faulu”. Są jeszcze tacy sprawozdawcy, którzy potrafią użyć porównania, które potwierdza, że znają właściwe znaczenie tego słowa. „Faul czysty jak łza” – ocenił jeden z nich. Sędzia oczywiście tej opinii nie słyszał, ale zgodził się z nią „w ciemno” – gwizdnął i podyktował rzut wolny.