czwartek, 30 lipca 2015

Rekord lepszy od swojego kolegi

Kilka tygodni temu internet przypomniał mi o lekkiej atletyce (nie znoszę „lekkoatletyki”, choć słowniki tolerują tę wersję). Krzyknął mi prosto w oczy tytułem „Nadzieja w skoku o tyczce pobiła rekord Polski”.

Przez chwilę pomyślałem, że Nadzieja to nazwisko młodej, utalentowanej zawodniczki. Język polski łaskawie dopuszcza szyk przestawny, ale przecież nie aż tak dowolnie. Tytuł wygląda zatem na jeszcze jeden skrót myślowy i jest kolejnym dowodem na to, że myśleć zawsze warto, lecz nigdy na skróty.
Znudzony oglądaniem meczów piłkarskich i zmęczony notowaniem ciągle tych samych błędów językowych, przełączyłem telewizor na kanał pokazujący zawody lekkoatletyczne. Nie nadążałem klikać w klawisze laptopa, więc musiałem sięgnąć po notes i długopis.
Przyznaję, że lubię obgryzać (nie ogryzać!) długopisy i ołówki. Szybko spotkała mnie za to zasłużona kara. „Jego rekord życiowy jest lepszy od swojego kolegi” – tak komentator przedstawił jednego z uczestników biegu, a ja z wrażenia omal nie udławiłem się długopisem.
Nadzieja (nie ta od tyczki), że „może uda się pokrzyżować szyki obu Etiopkom”, zabrzmiała całkiem obiecująco, bo byłoby nudno, gdyby na podium stanęły reprezentantki jednego kraju. Komentator wprowadził nas jednak w błąd, bo z kontekstu wynikało, że Etiopki miały pokrzyżowały szyki Kenijkom.
Etiopka, Kenijka – wszystko jedno, bo przed rozpoczęciem kolejnej konkurencji okazało się, że „nie widzimy ją na starcie”. Na jednym z blogów językowych znalazłem apel „Ratujmy biernik!”. Okazuje się, że coraz bardziej zagrożony wyginięciem jest również dopełniacz. „Widzimy ją” – kogo?, co?, czyli biernik; „nie widzimy jej” – kogo?, czego?, a więc dopełniacz.
Komentator zaczął mnie wręcz irytować, gdy w co trzecim, czwartym zdaniu oznajmiał, że jakiś zawodnik „wygrał swój bieg eliminacyjny” (ewentualnie półfinałowy). Mojego biegu wygrać nie mógł, bo wyjątkowo nie startowałem w tych mistrzostwach, a zwłaszcza w ich półfinale. Kiedyś dociekałem, kto zechciałby „wygrać Wimbledon w mojej karierze”. Dziś tylko dodam, że złoty medal olimpijski w lekkiej atletyce też mógłby być, chętnie w którejś z najbardziej spektakularnych konkurencji.
Trochę się rozmarzyłem, wracajmy na ziemię, a konkretnie przed telewizor. „Na torze drugim pobiegnie Południowoafrykanerka” – zapowiedział komentator. Dwa błędy w jednym. Afrykaner, zgodnie z „Wielkim słownikiem poprawnej polszczyzny” pod redakcją Andrzeja Markowskiego, to „potomek kolonistów, którzy osiedlili się w Afryce Południowej w XVII/XVIII wieku”.
Zawodniczka nijak nie wyglądała na pra-ileś-tam-razy-wnuczkę osadników, lecz stanowczo na przedstawicielkę rdzennej ludności Afryki. A gdyby nawet wyglądała... Afrykanerka, bez przedrostka „Południowo-”, w zupełności by wystarczyła, bo w języku potocznym jest to mieszkanka Republiki Południowej Afryki.
Za trzy tygodnie mistrzostwa świata – formę szlifują lekkoatleci, warto by było, aby sprawozdawcy też trochę poćwiczyli. Rekordów, nawet lepszych „od swojego kolegi”, nie trzeba uczyć się na pamięć, ponieważ zna je każdy komputer. Warto natomiast przypomnieć sobie choćby odmianę przez przypadki zaimka „ona”.
A do prezenterów, dla których lekka atletyka nie jest sportem pierwszego wyboru, mam prośbę, aby nie mylili konkurencji z dyscypliną. Dyscypliną jest lekka atletyka, a konkurencjami wszystkie biegi, skoki, rzuty (tu dygresja: kulą się nie rzuca, kulą się pcha!) i wieloboje. Chód oczywiście też, jakżebym mógł o nim zapomnieć?!


czwartek, 23 lipca 2015

Dziewicze podejście do komentowania

Nie wiem, czy w nowym sezonie rozgrywek polskiej ligi piłkarskiej zostaną odkryte talenty na miarę reprezentacji, natomiast ja i kilku znajomych z Twittera już w pierwszej kolejce odkryliśmy talent komentatorski. Taka perełka, że wręcz nie mogę się doczekać drugiej kolejki!

Na ekrany telewizorów wróciła piłka nożna w wydaniu krajowym. Kilka meczów tygodniowo (niektórzy komentatorzy i zwłaszcza eksperci upierają się przy owczej formie „meczy”) można obejrzeć w stacji bezpłatnej. Kibice są z tego powodu bardzo zadowoleni; poloniści znacznie mniej.
Znów usłyszeliśmy – i zapewne jeszcze wiele razy usłyszymy – że „bramkarz wyrzuca piłkę rękoma”. Nawet nie próbuję sobie wyobrażać, jak to robi na przykład „nogoma”. Z „autorów bramek”, „strzałów z najbliższej odległości”, „celnych trafień” i innych kalek językowych już mi się nie chce żartować, za to z uznaniem odnotowałem oryginalne rozwinięcie kilku innych zwrotów.
Co sądzę o „świetle bramki”, pisałem pięć tygodni temu. Bałem się, że żaden komentator już nie jest w stanie mnie zaskoczyć, a jednak... Czy wiecie, dlaczego jedna z drużyn straciła gola? Bo jej obrońcy „skupili się na swojej połowie światła bramki”! Ależ musiało ich oślepić...
O wyższości przymiotnika „trudny” nad przymiotnikiem „ciężki” wypowiedziałem się całkiem niedawno w „Kasi z nadwagą”. Komentatorom dziękuję za kolejny argument w sporze z tymi, którzy uważają, że przesadzam i po prostu się czepiam. „Piłka była ciężka dla bramkarza” – padło z telewizora. Czy to znaczy, że dla napastnika, który ją kopał, była choć trochę lżejsza?
Wkurza mnie także zwyczajne niechlujstwo. Zawodowy dziennikarz nie powinien mówić „obrońca trochę schował tą głowę”. Jeśli już nie potrafi schować całej, to niech chociaż chowa „tę”. Zdarza się, że „posiadanie piłki jest takie same”, a powinno „takie samo”. Jeden z piłkarzy grał podobno (nie wiem, nie chce mi się sprawdzać) w Mladej Boleslav. To tak, jakby powiedzieć, że grał w Zielonej Góra albo w Nowym Jork.
To wszystko jednak pikuś – o, przepraszam, Pan Pikuś! – przy wielkiej słabości naszej nowej gwiazdy do słowa „dziewiczy”. Sprawozdawca, aby być w zgodzie z genderową poprawnością, powtórzył ten przymiotnik kilka razy we wszystkich rodzajach. Na Twitterze zapytałem, co powinienem brać, żeby nadążać za skojarzeniami komentatora. Ktoś odpowiedział, że tylko „Mocarza”.
Inny uczestnik dyskusji na Twitterze podsumował ten mecz tak: „To absolutnie nieskalanie czyste, rzekłbym dziewicze podejście do komentowania”. Lepszej puenty raczej nie wymyślę.

czwartek, 16 lipca 2015

Czas zamienić tenisa na tenis

Kilka razy w roku mam trudną przyjemność znaleźć się nie przy głośniku, lecz przy mikrofonie. Dziennikarz prowadzący program zadaje pytania, ja – lub my – mam odpowiadać. Chciałbym to robić i pięknie w formie, i ciekawie w treści. Mam świadomość, że nie zawsze mi się udaje. Dziennikarz-bloger piszący o polszczyźnie w mediach też ma prawo do popełniania błędów, prawda?

Samokrytykę wygłosiłem, wymówkę sobie zapewniłem, linię obrony nakreśliłem, więc mogę ruszać do ataku. Dziś piszę „po linii” – jak mawiali działacze partyjni w czasach słusznie minionych – radiowej.
W stacji – niestety jednej z tych, których słucham naprawdę chętnie – reporter opowiadał o niedawnych wydarzeniach na Ukrainie. „Samochód na numerach z Kościerzyny brał udział w strzelaninie”. Ledwo zanotowałem to zdanie, a tu kolejna rewelacja: „O tym, że auto walczy na Ukrainie..”...
W tym miejscu wypada podkreślić, że komentatorzy sportowi mają o wiele trudniejszą pracę. Muszą mówić na żywo, a wtedy znacznie łatwiej o popełnienie jakiegoś przejęzyczenia. Powtarzania w nieskończoność błędów, z których cała Polska śmieje się jeszcze od czasów przedinternetowych, nie usprawiedliwiam. Zwracam tylko uwagę, że reporter „niusowy” ma czas, aby przygotować się do relacji, i nie musi mówić wszystkiego z głowy, czyli – jak sobie we własnym gronie żartują dziennikarze – z niczego.
Samochód nie może brać udziału w strzelaninie ani czynnego, ani biernego. Nawet pistolet nie może. Co innego żołnierz, policjant czy zwykły bandyta. „Auto walczy na Ukrainie...” – w tym przypadku, jako dziennikarzowi sportowemu, najbardziej zabrakło mi wyniku tej walki.
Z innej stacji, już mniej przeze mnie lubianej, dowiedziałem się, że jacyś ludzie „nie potrafią angielskiego”. Nieuki czy co? Ja nie mam do nich żadnych pretensji, skoro w polskim radiu (małe litery, bowiem nie chodzi tu o Polskie Radio) prezenterzy nie potrafią nawet polskiego.
Jest też w naszym eterze stacja, której słucham z mieszanymi uczuciami. Muzyka mi odpowiada, i to bardzo, czego nie mogę powiedzieć o prowadzących jedno z pasm programowych. Dwóm facetom wydaje się, że są bardzo dowcipni, jednak z tych niby-żartów śmieją się chyba tylko oni dwaj. Ponieważ ich nie lubię, czego nie ukrywam, więc właśnie ich wykorzystam do omówienia często popełnianego błędu.
„Czas zamienić tenisa na piłkę” – powiedział jeden z nich. Pisaniem o tenisie zajmuję się zawodowo od 23 lat. Do tej pory w bierniku liczby pojedynczej zawsze używałem formy „tenis”, ale robiłem to intuicyjnie. Żeby ktoś mi nie zarzucił, że jestem jak policjant z drogówki przekraczający jednocześnie dozwoloną prędkość i podwójną ciągłą, przygotowałem się także z teorii. „Tenis” jest rzeczownikiem nieżywotnym rodzaju męskiego z IV grupy deklinacyjnej. Oznacza to, że w bierniku przyjmuje formę mianownika.
Całe szczęście, bo gdyby „tenis” był choć trochę żywotny, to ci dwaj mieliby nie tylko rację, ale i powód do naśmiewania się ze mnie. Ja jednak, jeszcze bardziej niż zwykle (o ile to w ogóle możliwe), znów bym nie zrozumiał ich żartu.


czwartek, 9 lipca 2015

Upadek czuje się dobrze

Pamiętacie humor z zeszytów szkolnych? Nasza polonistka z liceum opowiadała kiedyś o najzabawniejszych „osiągnięciach” swoich uczniów. Do dziś pamiętam zdanie z wypracowania jednego z naszych poprzedników: „Rolnik orał pole, a kamienie wchodziły mu w zęby”.

Ja też raz w tygodniu orzę (nie „oram”, bo nie lubię) sobie polonistyczne poletko, a kamienie wpadają mi w ucho. Wczoraj w telewizji przejęty reporter opowiadał o wypadku, któremu uległ kierowca samochodu osobowego: „Jadąc drogą wojewódzką, spadło na niego drzewo”. Tym przypadkiem powinna się zająć policja. Prawdopodobnie drzewo jechało bez prawa jazdy, więc trudno mu je odebrać, a jeszcze trudniej wyegzekwować mandat.
Z wiatrem zmagają się nie tylko kierowcy i drzewa. Jego silne podmuchy są bardzo niebezpieczne również dla skoczków narciarskich. Podczas zawodów Pucharu Świata komentator nie miał wątpliwości, że „upadek Kubackiego był spowodowany przez wiatr. Na szczęście nic mu się nie stało”. Kubacki czuje się dobrze, a upadek jeszcze lepiej.
„Były szef policji został zastrzelony 17 lat temu w Warszawie. Grozi mu kara 25 lat więzienia” – tak zwięzłe informacje mogą podawać tylko portale internetowe. Tę podał mój „ulubiony”... Od czasu do czasu dorównują mu internetowe wydania gazet codziennych, redagowane często bardzo niechlujnie. „Gdy wstąpił do armii, 57-letni generał...” – ja też był chętnie poszedł do wojska, ale od razu na pułkownika. Na generała nie, bo nie podobają mi się długie spodnie z lampasami.
Co innego krótkie spodenki, na przykład piłkarskie. Żałuję, że już nikt nie napisze ani nie powie o mnie: „Ten sezon był dla niego najlepszy. Strzelił już sześć bramek”. Byłoby mi przykro, że te sześć bramek zamiast mnie zdobył sezon.
Tegoroczny sezon wyborczy jest, jak dotąd (przypominam, że „póki co” to wstrętny rusycyzm), bardzo udany dla Prawa i Sprawiedliwości. W maju jeden z posłów tej partii oświadczył: „Wczoraj rozmawiałem z pewnym lemingiem, który oglądał spacery prezydenta w waszej stacji”. „Ich” stacja chyba nic nie wiedziała o tych przechadzkach, bo przeprowadziłaby transmisję, a przynajmniej poinformowałaby o nich na czerwonym pasku.
Jeśli ktoś nie radzi sobie ze zdaniami złożonymi podrzędnie, powinien ich unikać. W takiej konstrukcji jedno ze zdań składowych wynika z drugiego i należy zachować w nich zgodność podmiotów. Upadek Kubackiego jest tu dobrym przykładem – skróty myślowe prowadzą najkrótszą drogą na manowce.
Równie zabawne efekty daje niepoprawny szyk zdania. Gdyby polityk powiedział, że leming „oglądał w waszej stacji spacery prezydenta”, to nie miałbym z czego się pośmiać. Czerwonej kartki jednak nie pokazuję, bo jeszcze nie wiem, kto wygra wybory parlamentarne. Poprzestaję zatem na jeszcze jednym cytacie (autorkomentator meczu piłkarskiego): „Na swoje szczęście to była tylko żółta kartka”.
PS. Nie, nie mogę się powstrzymać! Taka perełka też nie powinna się marnować: „Widać było, że uderzając piłkę zewnętrzną częścią stopy, to było dośrodkowanie”.

czwartek, 2 lipca 2015

Kasia z nadwagą

Jaki jest koń, każdy widzi. A ile waży piłka? Do tej pory wydawało mi się, że dość dokładnie określają to przepisy FIFA, ITF, FIVB i innych federacji. Tymczasem podczas transmisji meczów futbolowych, tenisowych czy siatkarskich dowiadujemy się od sprawozdawców, że ta, a czasem tamta piłka była „ciężka”.

Sory, taką dziś mamy modę w języku. Sportowcy tłumaczą się po porażce, że „ciężko było wygrać”, bo stadion przeciwnika „dla każdego jest ciężki”, a obrońca rywali „ciężki do przejścia”. Zresztą sportowcy nie lubią „ciężkich” pytań. Tych przykładów wcale sobie nie wymyśliłem, lecz jak wiele innych zanotowałem w ostatnich miesiącach.
„Ciężko” spokojnie słuchać także innych audycji, w tym programów informacyjnych. Kilka razy dziennie reporterzy i prezenterzy wmawiają nam, że jakaś sprawa była „ciężka” do załatwienia. Niektórzy próbują nieudolnie ubarwić wypowiedź i mówią, że to „ciężki orzech do zgryzienia”.
Chcą dobrze, a wychodzi im jak zwykle. Żeby chociaż poprzestali na rozbiciu związku frazeologicznego, co też jest błędem. Ów orzech może – ba, powinien! – być twardy. Nie, oni jeszcze słowo „trudny” zamieniają na „ciężki”. Czyżby kokos?
Kilka razy zanotowałem, jak przed meczem lub po meczu reporter tłumaczył wypowiedź zagranicznego trenera. W oryginale słyszałem wyraźnie, że coś tam było lub miało być „difficult”, ale w przekładzie znowu okazywało się „ciężkie”.
Ulżyjmy sobie nieco i porozmawiajmy o sprawach łatwych – o łatwych piłkach, łatwych rywalach, łatwych zwycięstwach. Chyba nikomu nie przyjdzie wtedy do głowy mówić, że to wszystko może być lekkie. Antonimem przymiotnika „łatwy” jest przecież „trudny”, nie zaś „ciężki”, związany przecież z „lekkim”.
Nie wiem, o którą Kasię chodziło jednemu z moich kolegów-radiowców. Nie wiem, czy tę Kasię znam osobiście, czy tylko z widzenia, ani czy w ogóle. Już jej jednak współczuję, ponieważ mój rozmówca stwierdził, że „Kasia jest ciężka”. Z kontekstu wynikało natomiast, że koledze chodziło jedynie o jej trudny charakter, a wyszło na to, że Kasia może mieć nadwagę. Poważny zarzut w obecnych czasach...