czwartek, 26 października 2017

Chory, chorszy, trup

Telewizyjny Kurier Warszawski chwalił się kiedyś, że jest nie tylko warszawski, ale nawet warszawszszy, a w porywach wręcz najwarszawściejszy. O, już mi edytor podkreślił wężykiem... To przepyszny przykład wykorzystania błędnego stopniowania przymiotnika do zbożnych (w tym przypadku reklamowych) celów.

Tak sobie rozmawiam, słucham, czytam – i staram się nie dziwić nikomu i niczemu. Nie zawsze się udaje. Piłki nożnej w programach sportowych jest najwięcej, więc i o przykład najłatwiej. „Jest bardziej ostrożniejszy” – pochwalił gracza pan komentator, wrzucając do jednego worka stopniowanie proste i opisowe. Tu trzeba nie ostrożnie, lecz śmiało zdecydować się na jeden z tych sposobów.

Jeśli potrzebne krótkie korepetycje, to służę najuprzejmiej (bardziej uprzejmie już nie potrafię). Nie tylko przymiotniki, bo – jak widać – również przysłówki możemy stopniować opisowo, to znaczy do stopnia podstawowego dodać wyrazy posiłkowe „bardziej” (stopień wyższy) i „najbardziej” (stopień najwyższy). Łatwe, żeby nie powiedzieć, że najłatwiejsze, prawda?

Stopniowanie proste też trudne nie jest, chociaż najprostszym nazwać go nie można. W stopniu wyższym wystarczy po temacie fleksyjnym dodać odpowiednią końcówkę, natomiast w stopniu najwyższym trzeba coś wstawić również przed tematem. Z „ostrożnego” powinniśmy zrobić najpierw „ostrożniejszego”, a następnie „najostrożniejszego”.

Czy „bardziej” lub „najbardziej ostrożny” byłby błędem? Nie. Nie ma w polszczyźnie jednoznacznych zasad, które określałaby, kiedy należy stopniować w sposób opisowy, a kiedy prosty. Sami musimy wybrać. Łatwiej (akurat w tym przypadku na pewno nie „bardziej łatwo”) na piśmie, bo zawsze można poprawić błąd. Jeśli w eter pójdzie ów „ostrożniejszy” lub „bardziej ostrożny”, też nikt się nie przyczepi. Niewłaściwe było natomiast skrzyżowanie stopniowania opisowego i prostego.

Podczas transmisji wyścigu kolarskiego moją uwagę zwrócił komentator, który współczuł zawodnikom zbliżającym się do premii górskiej i podjazdu jeszcze „stromszego” od poprzedniego. Oczywiście między poprzednim a tym akapitem nikt nie ustanowił nowych kryteriów stopniowania przymiotników, ale czasem wystarczy się wsłuchać, aby usłyszeć ten zgrzyt.

Dużo… Co ja piszę – najwięcej! – kłopotów w każdym języku sprawia odmiana nieregularna rzeczowników, czasowników i innych odmiennych części mowy. Polskie przymiotniki potrafią jednak sprawić miłą niespodziankę. Przynajmniej nam. Obcokrajowcy mogą nie rozumieć, dlaczego „większy” jest większy od „dużego”, a „lepszy” lepszy od „dobrego”. My osłuchiwaliśmy się z tymi niuansami od dziecka i jeśli od czasu do czasu coś czytamy (niekoniecznie moją książkę, ale przy okazji zachęcam), to w tym przypadku błędu nie powinniśmy popełnić. Chyba że ktoś chce mówić „źlej” od mówiącego najgorzej.

czwartek, 12 października 2017

Radio Jerewań

W zeszłym tygodniu prawie cała Polska odmieniała przez przypadki nazwisko Roberta Lewandowskiego. Łatwizna. Gorzej było z nazwą miasta, w którym zdobył trzy gole. W każdym słowniku jak wół stoi Erywań, ale panowie komentatorzy – oczywiście nie wszyscy – wnieśli twórczy wkład do geografii świata.

Do 1991 roku Armenia wchodziła w skład ZSRR, gdzie nazwę stolicy tej republiki po rosyjsku zapisywano jako Ереван, czyli – litera po literze – po polsku powinien być Jeriewan. Żeby było łatwiej wymawiać i odmieniać przez przypadki, jedno zmiękczenie pominięto, inne dodano i tak powstał Jerewań, o którym – nie z powodów lingwistycznych przecież – opowiadano mnóstwo mniej lub bardziej zabawnych dowcipów.

ZSRR, ku uciesze obywateli 15 republik, wreszcie się rozpadł, a za Jerewań wzięli się poloniści. Uznali, że jedynie słuszną wersją powinien być Erywań, a swe ustalenia zapisali w słownikach. Niestety nie wszyscy – nawet ci, którzy od czasu do czasu jednak powinni – zaglądają do słowników, więc w zeszłym tygodniu usłyszeliśmy o golach zdobytych przez Roberta Lewandowskiego w Erewanie lub Erewaniu. Nawet nie warto się zastanawiać, która z tych wersji miejscownika wydaje się lepsza, ponieważ już mianownik jest niepoprawny.

Głos w sprawie zwycięstwa Polski nad Armenią był uprzejmy zabrać nawet Pan Prezydent. Tak zabrał, że powiedział o meczu w Astanie, która – jak wszyscy znakomicie pamiętamy – jest stolicą Kazachstanu (w czasach radzieckich była nią Ałma-Ata lub, to bardziej współczesna wersja, Ałmaty). Gdy Pan Prezydent uświadomił sobie pomyłkę, chciał ją sprostować. I znów mu nie wyszło, bo napisał o Erewaniu.

Telewizja, którą wszyscy utrzymujemy jak nie z abonamentu, to z podatków, tę subtelną różnicę już zna. Meczu nie mogła pokazać, jednak musiała wypełnić misję i poinformować społeczeństwo o sukcesie naszych piłkarzy. No i poinformowała na tak zwanym pasku: „Polska wygrała w Erywaniu na wyjeździe”. Redaktor zapewne liczył na oklaski, a doczekał się złośliwych komentarzy internautów.

Mateusz Borek z Polsatu jak zwykle bardzo dobrze przygotował się do transmisji i już na wstępie wyjaśnił, dlaczego będzie mówił nie o Ormianach, a Armeńczykach. Jedni nie słyszeli, drudzy nie zapamiętali, inni nie zrozumieli, bo jeszcze tego samego dnia w eter poszli Armeńcy i Armenowie. Miałem wrażenie, że nadal słucham Radia Jerewań.