czwartek, 23 lipca 2015

Dziewicze podejście do komentowania

Nie wiem, czy w nowym sezonie rozgrywek polskiej ligi piłkarskiej zostaną odkryte talenty na miarę reprezentacji, natomiast ja i kilku znajomych z Twittera już w pierwszej kolejce odkryliśmy talent komentatorski. Taka perełka, że wręcz nie mogę się doczekać drugiej kolejki!

Na ekrany telewizorów wróciła piłka nożna w wydaniu krajowym. Kilka meczów tygodniowo (niektórzy komentatorzy i zwłaszcza eksperci upierają się przy owczej formie „meczy”) można obejrzeć w stacji bezpłatnej. Kibice są z tego powodu bardzo zadowoleni; poloniści znacznie mniej.
Znów usłyszeliśmy – i zapewne jeszcze wiele razy usłyszymy – że „bramkarz wyrzuca piłkę rękoma”. Nawet nie próbuję sobie wyobrażać, jak to robi na przykład „nogoma”. Z „autorów bramek”, „strzałów z najbliższej odległości”, „celnych trafień” i innych kalek językowych już mi się nie chce żartować, za to z uznaniem odnotowałem oryginalne rozwinięcie kilku innych zwrotów.
Co sądzę o „świetle bramki”, pisałem pięć tygodni temu. Bałem się, że żaden komentator już nie jest w stanie mnie zaskoczyć, a jednak... Czy wiecie, dlaczego jedna z drużyn straciła gola? Bo jej obrońcy „skupili się na swojej połowie światła bramki”! Ależ musiało ich oślepić...
O wyższości przymiotnika „trudny” nad przymiotnikiem „ciężki” wypowiedziałem się całkiem niedawno w „Kasi z nadwagą”. Komentatorom dziękuję za kolejny argument w sporze z tymi, którzy uważają, że przesadzam i po prostu się czepiam. „Piłka była ciężka dla bramkarza” – padło z telewizora. Czy to znaczy, że dla napastnika, który ją kopał, była choć trochę lżejsza?
Wkurza mnie także zwyczajne niechlujstwo. Zawodowy dziennikarz nie powinien mówić „obrońca trochę schował tą głowę”. Jeśli już nie potrafi schować całej, to niech chociaż chowa „tę”. Zdarza się, że „posiadanie piłki jest takie same”, a powinno „takie samo”. Jeden z piłkarzy grał podobno (nie wiem, nie chce mi się sprawdzać) w Mladej Boleslav. To tak, jakby powiedzieć, że grał w Zielonej Góra albo w Nowym Jork.
To wszystko jednak pikuś – o, przepraszam, Pan Pikuś! – przy wielkiej słabości naszej nowej gwiazdy do słowa „dziewiczy”. Sprawozdawca, aby być w zgodzie z genderową poprawnością, powtórzył ten przymiotnik kilka razy we wszystkich rodzajach. Na Twitterze zapytałem, co powinienem brać, żeby nadążać za skojarzeniami komentatora. Ktoś odpowiedział, że tylko „Mocarza”.
Inny uczestnik dyskusji na Twitterze podsumował ten mecz tak: „To absolutnie nieskalanie czyste, rzekłbym dziewicze podejście do komentowania”. Lepszej puenty raczej nie wymyślę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz