Dzisiaj będę monotematyczny. Za tydzień zaczną się –
chociaż panie i panowie, z radia i z telewizji, ze stacji publicznych i
prywatnych będą nam wmawiali, że startują lub ruszają – igrzyska olimpijskie,
więc inne dyscypliny zostawiam sobie na później. Dziś o piłce we wszystkich
przypadkach.
Kiedy oglądam mecz, często odnoszę wrażenie, że piłka po
prostu przeszkadza piłkarzom w grze, a komentatorom w komentowaniu. „Pozbył się ją” – mówią, gdy zawodnik podał do partnera lub
przeciwnika. Dla jego trenera to na pewno duża różnica, lecz z mojego punktu
widzenia żadna. Widocznie już nie chciał tej piłki, już jej nie lubi albo
zwyczajnie przestała mu się podobać. Bywa i tak.
Panu przy mikrofonie chciałbym jednak zwrócić
uwagę, że jeśli już, to pozbył się jej. Nie biernik (kogo? co?), lecz
dopełniacz (kogo? czego?), proszę. Identyczny błąd w doborze przypadku
sprawozdawcy popełniają opowiadając, że zawodnik „nie
przejął tą piłkę”.
Zostawmy gramatykę, bo to zadanie trudniejsze
od wszystkich konkurencji „Turbokozaka” (wcale nie twierdzę, że autor i
bohaterowie tego programu podsuwają mi te przykłady). Logika wydaje się
łatwiejsza, bo nie trzeba się uczyć na pamięć, a wystarczy – stanowczo bez
piłki – tylko trochę pogłówkować i zapamiętać wnioski. „Niedobrze opanował
piłkę” – zganił sprawozdawca jakiegoś gracza. Skoro opanował, to chyba dobrze,
prawda? Aha, jednak mu ją zabrali? No to raczej nie opanował...
Innemu się udało – dostał podanie od partnera,
który koniecznie chciał się jej (!) pozbyć, opanował ją dobrze albo nawet
jeszcze lepiej, ale strzelić gola nie umiał. Ekspert wytłumaczył, że „z takiej
piłki trudno strzelić”. Na podwórku zabraniali strzelać nie tylko z procy, ale
nawet z woleja, bo źle kopnięte piłki wybiły kilka sąsiedzkich okien. W szkole
uczyli, że „z Aurory wystrzał padł”. Na studiach, kiedy brakowało wiedzy i na
egzaminach trzeba było zgadywać, zdarzało się (strzelić) i trafić kulą w płot.
Ustalmy więc: nawet Robert Lewandowski nie strzeli ani z takiej, ani z innej
piłki.
Jeśli już, to strzeli tą piłką. Jeśli z
bliska, to większość komentatorów powie, że z „najbliższej odległości”, na co
jak zawsze zareaguję alergicznie. Jeśli z daleka, to być może usłyszymy, że „piłka
długo szybowała w powietrzu”. Wtedy zapytam, czy mogłaby szybować po wodzie, po
lodzie lub po czymkolwiek, co nie jest powietrzem. Telewizor, jak zwykle, nie
odpowie.
Można strzelać (zdaniem niektórych nawet
kopać) nogą, można główkować. Moim zdaniem strzał głową jest trudniejszy.
Piłkarz ma to wyboru tylko dwie nogi – jedną lepszą, drugą słabszą, niekiedy
obie do niczego. A ile głów? Gdyby jakaś uczelnia sportowa zaproponowała mi stypendium,
chętnie wziąłbym się za poszukiwanie odpowiedzi. Punktem wyjścia byłoby
stwierdzenie pana sprawozdawcy, że „napastnik źle przystawił tą głowę do piłki”.
Do błędnego zaimka wskazującego już bym się nie przyczepiał.
Nie każda piłka dolatuje do bramki. Niektóre
natrafiają na przeszkody, co komentatorzy podsumowują stwierdzeniem, że „odbiła
się rykoszetem”. Według Słownika Języka Polskiego rykoszet to „odbicie się
pocisku, powodujące zmianę kierunku dalszego jego ruchu”, zatem według
niektórych dziennikarzy piłka odbija się odbiciem. Mnie też zaczyna wtedy
odbijać…