Dziś ciąg dalszy „dzieł zebranych”. Autorem
wszystkiego, co za chwilę znajdzie się w cudzysłowie, jest jeden dziennikarz.
Możecie wziąć mnie na męki, a nie zdradzę nazwiska, chociaż naprawdę mam wielką
ochotę. Nikt z większą wprawą nie sprawia, że cierpię oglądając telewizję. Oglądam
i cierpię, cierpię i oglądam – taką sobie zadałem pokutę.
„Walczy o to nie najlepsze zagranie kolegi”...
Ja go nawet rozumiem. Nie tego, który nie najlepiej zagrał, nie tego, który nam
o tym nie najładniej opowiedział, ale tego, który walczył. Ja też walczę o nie najlepsze
komentarze w telewizji, bo o czym bym potem pisał?
„Musi odnaleźć swoją koncentrację”. A jak musi
się starać komentator, żeby przed transmisją odnaleźć swoją! Naprawdę współczuję,
bo Syzyf miał większą szansę wtoczyć swój kamień na szczyt niż ów redaktor
skoncentrować się na tyle, aby chociaż w jednej transmisji nie palnąć czegoś, z
czego później śmieje się pół znanego mi Twittera.
„Szukają najbardziej odległych elementów
światła bramki”. Fizykiem nie jestem, ale wiem, gdzie sprawdzić, czym jest
światło. Sprawdziłem i już nie dziwię się piłkarzom, że za promieniowaniem
elektromagnetycznym rozglądali się bez widocznych efektów. Gdyby to było
chociaż światło całej bramki, ale jak znaleźć jej elementy? Gdzie szukać tych
najbardziej odległych?
„Reprezentuje, póki co, barwy czerwonej latarni”. Ile razy można
przypominać, że „póki co” to wstrętny rusycyzm, wrzód na polszczyźnie? Kiedy
okulista pierwszy raz wspominał mi coś o daltonizmie, odpowiedziałem, że to
żaden problem, bo dojeżdżając do skrzyżowania zawsze sobie powtarzam: czerwone
na górze, zielone na dole, a to w środku praktycznie nie ma znaczenia. Teraz z
telewizji dowiaduję się, że czerwona latarnia ma co najmniej dwie barwy.
„Z przymrużeniem oka sędzia przyglądał się
kuksańcom i faulom”. A to dowcipniś z tego sędziego! I jakie to szczęście, że
to sędzia piłki nożnej. Ktoś was napadł, obrabował, zamordował... Nie, zamordował
nie, bo wtedy byłoby wam raczej wszystko jedno. Policja zrobiła swoje i złapała
drania, prokurator domaga się dla niego surowej kary, sędzia na to wszystko
figlarnie mruży oko, a sprawozdawca opisuje ze śmiertelną powagą. Prosta
historia.
„Napastnik powstrzymany przez obrońcę w
zarodku”. No, proszę państwa, ktoś powinien zgłosić podejrzenie popełnienia
przestępstwa! Ktoś powinien za to beknąć! Przecież to opis zawoalowanej, ale
jednak aborcji. Być może z punktu widzenia taktyki gry w piłkę nożną było to posunięcie
genialne, ale tak po ludzku obrzydliwie radykalne.
„Wejście tego piłkarza zdynamizowało kreację
drużyny”. Czy zgodzicie się ze mną, że wejście tego komentatora zdynamizowało
kreację tej stacji telewizyjnej?