Siedziałem wczoraj na kanapie i oglądałem film. Absztyfikant
nieporadnie podrywał panią, a został na lodzie – konkretnie na dworcu
autobusowym – bo nie wiedział, co to oksymoron. Co z tego, że ja wiem, skoro w
tym filmie nie grałem (zresztą w żadnym innym również)?
Znaczenie słowa oksymoron – kto nie zna, a ciekaw – można
sobie łatwo sprawdzić. Ja tylko trochę pomogę je utrwalić, przedstawiając kilka
przykładów z życia wziętych.
„Stał się jednym z wrogów numer 1”... Wydawało mi się, że
numer 1 – jak matka – może być tylko jeden. Z tego błędnego mniemania wyrwał
mnie pewien komentator sportowy twierdząc, że kibicom naraziło się wielu
piłkarzy; tak wielu, że z samych tylko numerów 1 (nie chodzi o bramkarzy) można
by stworzyć drużynę grającą nawet w Lidze Mistrzów.
„Codziennie jakość, codziennie niskie ceny”... To reklama
sieci sklepów, do których zaglądam, bo nie jestem abstynentem. Raz kupię piwo,
raz cydr, ale jeszcze nigdy nie widziałem, aby na półce niska cena stała obok
wysokiej jakości. To, co kusi mnie ceną, odpycha jakością, a raczej jej brakiem.
Mój dziadek lubił powtarzać, że „dobre musi kosztować”, więc wybieram jakość za
cenę czasem nawet wyższą niż w innych sklepach, bo ten akurat mam po drodze.
„Pożyczone pieniądze to inwestycja” – przekonuje doradca
finansowy. Rozum (choć nie zawsze jest najlepszym doradcą) podpowiada mi
jednak, że znowu ktoś chce mnie naciągnąć. Jeśli pożyczę, to będę musiał oddać
jeszcze więcej, niż pożyczyłem. Podobno najlepsze interesy robi się za cudze
pieniądze, ale nie wszystkim się udaje. Niektórzy stają później przed komisją
śledczą.
Najciekawsze oksymorony tworzyła władza w ustroju słusznie
minionym. Urodziłem się w „demokracji socjalistycznej”, wychowałem, dorosłem,
nawet studia skończyłem, ale nijak nie mogę sobie przypomnieć, na co – jako
przedstawiciel ludu i uczestnik tej demokracji – miałem wpływ. O, przepraszam,
jednak sobie przypomniałem: sam mogłem wybrać, czy wódkę na kartki wykupić od
razu, czy poczekać na wypłatę.
Komu nie wystarczał przydział kartkowy, ten mógł
skorzystać z „eksportu wewnętrznego”. Młodzież informuję, że działało to z
grubsza tak: część gorzały władza ludowa eksportowała, ale nie za granicę, a do
Peweksu. To był taki sklep, w którym trzeba było płacić dolarami i innymi
walutami wymienialnymi, których jednak nie wolno było posiadać.
W Peweksie handlowali nawet samochodami. Nie pamiętam, czy
również z prawdziwego importu, czy tylko z wewnętrznego. Nie wiem więc, czy
można było kupić na przykład trabanta-limuzynę. Z jednej stronmy to śliczny
oksymoron, a z drugiej każdy jeździ taką limuzyną, na jaką go stać.
„Wyśmienite dania kuchni angielskiej” – przeczytałem w przewodniku
po Wielkiej Brytanii w czasach już nam współczesnych. Próbowałem przypomnieć sobie
chociaż jedno – i nic. Owszem, wiele razy oblizywałem się w Londynie po
znakomitej kolacji, ale gotowała Teresa (serdecznie pozdrawiam!). Jeśli więc nawet
danie było angielskie, to kuchnia jakby polska.
Teraz narażę się miłośnikom oglądania mordobicia w ringu, klatce
i innych okolicznościach przyrody. Przyznaję, że raz nawet byłem osobiście, ale
służbowo, na tzw. gali bokserskiej. Piszę „tak zwanej”, bo galą nijak tego
nazwać się nie da.
Internetowy Słownik Języka Polskiego PWN galę objaśnia
tak:
1. Uroczystość z udziałem oficjalnych gości.
2. Uroczysty strój.
3. Dekoracja statku lub okrętu banderami, proporcami i
flagami w czasie uroczystości.
Które znaczenie odpowiada walkce bokserskiej lub MMA? A może każde
po trosze? Jacyś goście (mniej lub bardziej oficjalni) są, stroje (spodenki) niech
będzie, że uroczyste, a dekoracje (tatuaże) widać z daleka...