czwartek, 24 maja 2018

Tajemnica BLM


Ktoś wrzucił na Twittera, kolega dziennikarz podał dalej, a ja obiecałem, że wykorzystam. Oto cytat z życiorysu (przepraszam – tam jest coś o jakimś CV) „nowego członka rady nadzorczej”: „Stwożenie pierwszych polityk compliance dla grupy PZU”.

„Stwożeniem” nie zamierzam się zajmować – internet już wykpił, a kto przegapił, jeszcze może się przyłączyć. „Compliance” też mnie nie interesuje, chociaż wkurza, bo angielska zaraza zatacza coraz szersze kręgi. Ja biorę na warsztat „politykę” w liczbie mnogiej.

Są w języku polskim rzeczowniki niemające liczby pojedynczej – drzwi, spodnie, rajstopy, nożyce, wakacje, ferie, Bieszczady, Hawaje, Bahamy… Są też takie, które liczbę pojedynczą mają lub nie mają zależnie od znaczenia. Na przykład zawody – impreza sportowa nie ma, a profesja czy rozczarowanie już tak. Albo zapasy – jako dyscyplina sportu występują tylko stadnie, natomiast rezerwa lub zasób poradzą sobie nawet bez towarzystwa. Różnicy między majtkiem a majtkami też tłumaczyć nie trzeba. Ciekawe, że w tę stronę błędów nikt nie popełnia; nikt nie próbuje na siłę tworzyć liczby pojedynczej.

Przypisywanie liczby mnogiej rzeczownikom, przy których w słowniku widnieje adnotacja BLM, staje się coraz bardziej powszechne. BLM – czyli brak liczby mnogiej. Cytowany na wstępie członek rady nadzorczej „stwożył” nie pierwszą, lecz drugą, trzecią czy diabli wiedzą którą politykę. Sami politycy – co zrozumiałe – często mówią o politykach. Gdyby dobrze o tych z własnej partii i źle o przeciwnikach, to byłoby oczywiste. Oni jednak dla polityki wewnętrzej, polityki zagranicznej, polityki obronnej i każdej innej znaleźli wspólny mianownik i nadali mu liczbę mnogą.

Rozważania o „ryzykach” prowadzą głównie pracownicy firm ubezpieczeniowych, nie tylko ci z rad nadzorczych. Ekonomiści też nie są bez winy, a i do dziennikarskiego ogródka wypadałoby wrzuć nie kamyk, lecz kamień. Czytam prasę, słucham radia, oglądam telewizję, przeglądam internet i zaczynam się bać. Wszystkiego! Bo nie jedno ryzyko mi grozi, lecz wiele przeróżnych ryzyk. Zewsząd.

Równie źle jest z naszym przemysłem. Dopóki ekonomiści i dziennikarze zajmujący się tematyką gospodarczą opowiadają o dobrej kondycji polskiego przemysłu, czuję się uspokojony. Niepokoi mnie, gdy zaczynają drążyć i dociekać, która gałąź przemysłu ma się lepiej, a która gorzej. No i wychodzą im z tego „przemysły” lepsze i gorsze. Pod względem językowym wszystkie potraktowane liczbą mnogą są złe.

Albo benzyna. Już nie wnikam w oktany, bo sprzedałem samochód, ale słyszę ekpertów opowiadających, że „ceny benzyn przed wakacjami najprawdopodobniej wzrosną”. I martwię się podwójnie. Sam wprawdzie już nie tankuję, ale wiem, że droższe paliwo to droższy chleb. Wiem również, że benzyna ma jakieś tam PB, ale przede wszystkim BLM.

piątek, 11 maja 2018

Szyk ponadczasowy


Kiedy oglądam telewizję albo słucham radia, często nie wierzę własnym uszom, że ktoś – nie byle kto przecież, bo dziennikarz – może mówić po polsku tak niepoprawnie. Niektóre brednie są tak urocze, że z wrażenia nie jestem w stanie ich zanotować. Ze słowem pisanym łatwiej – sam autor podsuwa mi pod nos materiał dowodowy.

Dzisiaj sięgnąłem, zresztą często sięgam, po jeden z magazynów historycznych. Wiem, kiedy była bitwa pod Grunwaldem, i odróżniam władców dynastycznych od elekcyjnych, ale – przyznaję ze wstydem – o niektórych wydarzeniach dowiedziałem się dopiero teraz.

„Nikt z obecnych na polu bitwy nie wiedział jeszcze, że to, co wydarzy się za chwilę, przejdzie do legendy polskich walk o niepodległość w XIX w.” – niczego nie dodałem, niczego nie skróciłem. Doceniam bezbłędną interpunkcję i solidną konstrukcję zdania złożonego, ale muszę dodać, że tak autor opisał bitwę pod Racławicami.

Nie wiem, co się zmieniło (to znaczy wiem, ale nie od razu powiem). Może w ramach pisania historii Polski od początku (w znaczeniu od nowa, nie od 966 roku) ktoś przesunął datę insurekcji kościuszkowskiej o kilka lat? Dzięki temu odkryciu kosynierzy ruszyli do ataku na rosyjskie armaty nie w 1794, lecz w 1801 roku (albo jeszcze później, ale musieliby skończyć szturm najdalej w sylwestra 1900).

Równie dobrze mogła zmienić się numeracja stuleci. Jedna reforma mniej, jedna więcej... Uczniowie wszystko przeżyją, byle tylko wakacji nikt im nie skracał. Jeśli z testu będzie wynikało, że rok 1794 to wiek XIX, to być może nie uwierzą, ale na pewno zaznaczą właściwą (czyli bzdurną) odpowiedź.

Zgoda – autorowi pomieszał się szyk zdania. Polszczyzna dopuszcza szyk przestawny, ale nie może być on aż tak dowolny, jak na przykład program łyżwiarzy figurowych (a podobno nawet i oni, pod rygorem utraty punktów, muszą jednak trzymać się pewnych kanonów). Nie wolno swobodnie przestawiać wyrazów, bo można zmienić sens zdania. Gdyby autor napisał, że „Nikt z obecnych na polu bitwy nie wiedział jeszcze, że to, co wydarzy się za chwilę, w XIX w. przejdzie do legendy polskich walk o niepodległość”, wtedy od razu mógłbym sięgnąć po przykłady zasłyszane w telewizji.

„Każdy ma prawo składać doniesienia do prokuratury, jeśli ma cień podejrzenia o popełnieniu przez niego przestępstwa” – stwierdził polityk zapytany przez dziennikarza. Tu także, jak widać, idą zmiany. Samooskarżanie się znów ma być mile widziane...

Zejdźmy z boiska politycznego, bo to grunt raczej grząski, i przejdźmy na piłkarskie. „Ta drużyna potrafi grać tylko znakomicie w pierwszej połowie” – ocenił komentator. W jego głosie zabrzmiała nutka krytyki, ja natomiast, będąc prezesem, trenerem albo kibicem, pękałbym z dumy, że moja drużyna „potrafi grać tylko znakomicie”. To nic, że w pierwszej połowie, bo inne zespoły nie potrafią tego w żadnej.

„88. minuta rozpoczęła się tego meczu”...  Mam wrażenie, że dziennikarz wrzucił do bębna maszyny losującej karteczki z częściami tego zdania i wyciągał po jednej. Dobrze, że nie wyszło mu „Się 88. tego minuta meczu rozpoczęła”. W sumie bez różnicy – tolerancyjny telewidz dobrze wie, o co chodzi.

„Ustawia piłkę w narożniku Niemiec”. To wręcz klasyczny przykład szyku telewizyjnego. Komentatorzy mają irytującą manierę stawiania podmiotu na końcu zdania. Wydawało mi się, że najprościej byłoby od niego zacząć, dzięki czemu słuchacze od razu wiedzieliby, kto to zrobił, a dopiero później co, kiedy, jak, po co i tak dalej. „Niemiec ustawiłby piłkę w narożniku” i nie trzeba byłoby szukać na mapie, o jaki narożnik Niemiec mogło chodzić dziennikarzowi.

„Namierzone to kopnięcie przez sędziego”. Mogła być wojna totalna, był i mecz totalny. Ktoś został kopnięty przez sędziego w stronie biernej, więc w czynnej – to chyba logiczne, prawda? – sędzia kogoś kopnął. Całe szczęście, że kopnięcie zostało namierzone bez potrzeby użycia VAR, więc można mieć nadzieję, że sędzia poniósł zasłużoną karę. Zaraz zaraz, czyżby teraz miał być sędzią we własnej sprawie...