Wydawało mi się, że komentatorzy telewizyjni już niczym
nie mogą mnie zaskoczyć. Przepraszam, bo znowu kilku nie doceniłem. „W tym przypadku
cudzysłowia już nie trzeba stawiać” – powiedział ten, który w poprzednim zdaniu
prawidłowo zacytował coś w cudzysłowie, nie w cudzysłowiu. Do tej pory się
zastanawiam, kiedy naprawdę jest sobą – gdy mówi poprawnie czy kiedy się myli?
Jeden z moich ulubionych dziennikarzy
telewizyjnych – w tym przypadku podtekstów proszę się nie doszukiwać – od czasu
do czasu rani mnie mówiąc „tutej” albo „dzisiej”. Całe szczęście, że nie
„wczorej”.
Bohdan Tomaszewski, którego bardzo ceniłem między
innymi za piękną polszczyznę, mawiał, że cisza też jest dźwiękiem. Nawet w
radiu! Tym bardziej w telewizji mogliby trochę pomilczeć, bo i tak wszystko
widać. Moim zdaniem lepiej nie mówić nic, niż powtarzać truizmy. Że – na
przykład – „ten zawodnik jest utalentowany”. I bardzo dobrze, ale co z jego
rywalami? Czy to jakieś beztalencia? Jeśli tak, to dlaczego ten zdolniacha
jednak z nimi przegrywa?
Wiem, że praca komentatora jest trudna.
Człowiek się pomyli, a ktoś, kto raptem tylko raz siedział przed mikrofonem,
zaraz go na blogu obsmaruje… Jeszcze gorzej mają trenerzy, bo niezadowoleni
prezesi-pracodawcy zwalniają ich zwykle przed wygaśnięciem kontraktów. Nic więc
dziwnego, że każdy szkoleniowiec „chciałby, aby jego ekipa wygrała ten mecz”,
jak wyjaśnił sprawozdawca. Dlaczego tylko ten? Innych nie? I proszę mi pokazać
takiego, który by nie chciał. Po co więc gadać dla samego gadania? Mniej
srebra, więcej złota!
„Są alternatywy” – zapewnia co drugi. OK, idą
święta; niech będzie, że co trzeci. Teoretycznie „jest alternatywa”, ale my jej
nie mamy. Rynek praw telewizyjnych został tak podzielony, że praktycznie każdy
mecz pokazuje tylko jedna stacja, więc alternatywa telewidza sprowadza się do
wyboru: oglądać czy nie oglądać.
Oglądam, bo jeśli nawet mecz słaby, to można
się pośmiać na przykład z szyku totalnie przestawnego. Język polski dopuszcza
pewną elastyczność, ale bez przesady. Niedawno usłyszałem, że jakiś zespół „tylko
wygrywa przed własną publicznością”. Nie uwierzyłem, sprawdziłem i okazało się,
że wygrywa tylko przed własną publicznością, choć zdarzają mu się remisy i
nawet porażki.
Albo: „piłkarz dołączył do drużyny Kanonierów
z Barcelony”. Trochę się interesuję ligą angielską, choć na pewno nie aż tak
bardzo, jak komentujący ją dziennikarze, ale wiem, że Kanonierzy są z Londynu.
Nowy kolega dołączyl do nich z Barcelony, a to przecież nie to samo.
Za naszą zachodnią granicą to już w ogóle
futbol totalny, bo „jeśli chodzi o napastników strzelających gole w Bundeslidze
spoza Niemiec…”. Dalej już nie słuchałem. Próbowałem wyobrazić sobie, z jakiego
kraju ten piłkarz strzelał do bramki ustawionej w Niemczech.
Selekcjoner reprezentacji Francji ma jeszcze
bardziej niezwykłe umiejętności. „Didier Deschamps między innymi na trybunach”
– poinformował mnie komentator. Faktycznie, trener na trybunach był, ale
odruchowo sprawdziłem, czy nie siedzi również obok mnie.
Na koniec cytat z mojego wybitnego ulubieńca
(oczywiście szydzę): „Ten piłkarz ma duże zaawansowanie techniczne”. Czy muszę
przekonywać, że ten komentator ma małe zaawansowanie językowe? I dlaczego
czasem trochę nie pomilczy?