Nie będę się wypierał – jestem seksistą, ale
umiarkowanym. Umiarkowanym być może dlatego, że od lat przyjaźnię się z
orędowniczką ruchu gender, a z jego hmm… (niech już tak jej będzie) ideolożką zdarzyło
mi się niedawno pić wino. Okazja była świąteczna, więc nie rozmawialiśmy o
języku.
Szkoda, bo tak bez powodu trochę głupio mi było
zapytać, dlaczego ma być „premiera” (nie pierwsze przedstawienie sztuki lub
pokaz filmu, lecz prezes, a może „prezeska” Rady Ministrów), „ministra” (w
mianowniku, nie w dopełniaczu) albo „marszałkini”, jeśli pani profesor X, Y, Z
lub nawet Ś wcale nie nalega, aby tytułowano ją „profesorką”. A może coś
przeoczyłem? Właśnie „profesorka”, chyba przyznacie?, zabrzmiałaby i nieco
protekcjonalnie, i całkiem deprecjonująco dla wykładowcy akademickiego.
Jeżeli jeszcze kogoś nie przekonałem, że
eksperymenty na żywym języku prowadzą donikąd, to proponuję zabawę. Weźmy nazwy
kilku zawodów i doróbmy do nich wersję żeńskorodzajową: drukarz, tokarz, szlifierz,
pilot, marynarz... Szkoda czasu, żeby dalej wymieniać. Żadna feministka, nawet
wojująca, a wykonująca jeden z tych zawodów, nie przedstawi się przecież „Dzień
dobry, jestem drukarką/szlifierką/marynarką” (niepotrzebne skreślić).
Już słyszę, że te przykłady wybrałem nie tyle
tendencyjnie, co wręcz prowokacyjnie. Nie zaprzeczam, a w zanadrzu mam coś jeszcze.
Czy ktoś potrafi płynnie wymówić słowo „adiunktka”? Gdyby się przyjęło, mogłoby
zastąpić chrząszcza brzmiącego w trzcinie lub szosę suchą w czasie suszy jako praktyczny
egzamin trzeźwości języka (tu w znaczeniu części ciała). Staruszek – staruszka,
staruch – starucha, ale kogo dodać do pary poczciwemu starcowi? Nie mam
pojęcia. A mędrcowi? Gdybym się nie bał, zapronowałbym mądralę...
Uzbierało mi się także trochę argumentów
przeciwko opinii, jakoby polszczyzna cierpiała na odchylenie
męsko-szowinistyczne. To nic, że czasem błędnie nadaje się niektórym rzeczownikom
rodzaj żeński, ale liczą się dobre chęci. Pierwszy przykład podsuwają dziennikarze
sportowi. Przyznaję, że zanikający, ale nadal się zdarza. „Zawisza nie była na
ostatniej pozycji” – przekonywał mnie komentator. Gdyby Zawisza była kobietą,
zapewne zajmowałaby zasłużoną pierwszą pozycję. Ponieważ jednak nazwa klubu
pochodzi od mężczyzny, to ostatnie miejsce wydaje się najbardziej odpowiednie.
Dziennikarze sportowi, mówiąc o gwiazdach, mają
na myśli osoby wybitne w danej dyscyplinie. Inni są bardziej dosłowni. Nie
powiem, że przyziemni, bo rzecz dotyczy badania kosmosu. Na pewno nie tylko ja
słyszałem w telewizji o wystrzeleniu „kolejnej satelity”.
Na koniec zostawiłem sobie przykład świadczący
o tym, że my, mężczyźni (niestety nie wszyscy), zanim jeszcze usłyszeliśmy o
feminizmach, genderach i parytetach, już szliśmy im naprzeciw. Niektórzy z nas
mówią, że coś się stało „półtorej roku” temu. Albo jakiś bramkarz nie puścił
gola już od „półtorej meczu”. Ba, bylibyśmy skłonni wypić – za co panie tylko
chcecie – nawet „półtorej litra”, oby tylko nikt już od drzwi nie kazał nam odmieniać
„adiunktki” przez wszystkie przypadki.