Zastanawiam się, skąd w dziennikarstwie sportowym tyle
terminologii militarnej. Niech sobie będzie atak zakończony strzałem, bo w
piłce nożnej chodzi właśnie o to, aby zdobyć gola. Rywale – na szczęście jeszcze nikt
nie nazywa ich wrogami – nie muszą jednak ułatwiać roboty napastnikom, więc
broni się także obrona.
Czasownik nieprzechodni dokonany „polec” robi zawrotną
karierę w prasie, radiu i telewizji, w serwisach informacyjnych i relacjach na
żywo. Stosowany jest praktycznie tylko w czasie przeszłym – teraźniejszego przecież
nie ma, a przyszłość w dziennikarstwie to już spekulacje – i w trzeciej osobie.
Uzupełnię część braków i powiem, że prawie poległem, kiedy tego słuchałem.
Właśnie trwają mistrzostwa świata w pływaniu. Nie mam
czasu oglądać transmisji z Budapesztu, ale słucham sobie radia i zaczynam się
niepokoić o reprezentantów Polski. „W porannych eliminacjach poległo czterech”
– doniosła jedna ze stacji. Potopili się czy co? – pomyślałem. Siedziałem przy
komputerze, więc od razu wyszukałem odpowiednią stronę i okazało się, że po
prostu popłynęli zbyt wolno, aby awansować do półfinałów. Trudno, ale
przynajmniej żyją.
W przypadku szermierki bywa mniej śmiesznie. Na planszach
zdarzają się nawet wypadki śmiertelne (w naszym kraju ostatni ponad osiem lat
temu). Od autora informacji, że „polska florecistka poległa w drugiej rundzie”,
chyba można wymagać większego wyczucia sytuacji i staranności językowej...
Do zimy jeszcze daleko, ale jestem pewien, że usłyszymy również
o skoczku narciarskim, który „poległ w konkursie indywidualnym”. Wiem, bo ten
cytat wyciągnąłem z notatek z poprzednich sezonów. Trzymam je, bo nigdy nie
wiadomo, kiedy mogą się przydać.
Zerkam do tych notatek i nie mogę znaleźć niczego, co
mógłbym wykorzystać przeciwko komentatorom biatlonu, który oglądam dużo
chętniej i częściej niż skoki. To nic, że polskich sukcesów ostatnio nie za
wiele, ale emocje zawsze gwarantowane, a i język bliższy ideału. Jeszcze nie
słyszałem, aby nasza biatlonistka poległa. Widocznie rywalki strzelają
niecelnie. Przepraszam – celnie, bo do tarczy.
W telewizji bardzo mało mówi się o strzelectwie; jeśli
już, to tylko podczas igrzysk olimpijskich. Wyobraźmy sobie zawodników, którzy
stoją w szeregu, wzrok wbijają w środkowy punkt tarczy i w ogóle nie patrzą na
rywali. Wcześniej czy później komentator powie, że jeden z nich poległ. Tylko z
braku czasu nie doda, że – otoczony przez wrogów i opuszczony przez kolegów –
reprezentant Polski bohatersko walczył do ostatniego naboju, a odsiecz nadciągnęła
zbyt późno.
Dziennikarze lubią epatować mocnymi słowami, oj lubią... „Tragicznie
kończy się dla nich ta połowa” – ocenił sprawozdawca piłkarski. Ten mecz akurat
oglądałem, chociaż już nie pamiętam, komu kibicowałem. Pamiętam natomiast, że
piłkarze jednej z drużyn stracili dwa gole. Może to i dużo, ale przecież nie
stracili nikogo z rodziny, więc po co taka dramaturgia?