Pięć miesięcy temu wziąłem pod
lupę polszczyznę byłego i obecnego Prezydenta RP („Chcę powiedzieć jedno”). W
tym tygodniu mieliśmy aż dwie debaty. Poglądów i programów oceniać nie
zamierzam (a nuż ktoś zechciałby je poznać już w trakcie ciszy wyborczej?), ale
język liderek największych partii – z przyjemnością.
Z przyjemnością, ponieważ podczas
pierwszej debaty kandydatki na szefową rządu (zwykle używam wyrazu „premier”,
lecz w tym zdaniu zazgrzytałby zbyt głośno, natomiast do słowa „premiera”
jeszcze nie dojrzałem; Kongres Kobiet jeszcze długo musi nade mną pracować)
radziły sobie wyraźnie lepiej niż kandydaci na szefa państwa.
Podczas pojedynku Ewy Kopacz z
Beatą Szydło (proszę zwrócić uwagę, że taka jest kolejność alfabetyczna), zanotowałem
więcej powodów do pochwały niż nagany. Obie panie mówiły „rok dwa tysiące
szósty”, choć na co dzień w telewizji częściej słyszymy błędny „dwutysięczny
szósty”. Nawet o przemyśle wspominały wyłącznie w liczbie pojedynczej. Pozwolę sobie zwrócić uwagę, że ten rzeczownik nie ma liczby mnogiej. Co prawda
„Wikisłownik” podsuwa „przymysły” we wszystkich przypadkach, ale z tego źródła
radzę nie korzystać. Na wszelki wypadek powtórzę: „przemysł” tak, „przemysły”
nie!
Jeśli już koniecznie miałbym się
do czegoś przyczepić, to do „państwo wiecie”, „państwo macie” itp. To nie błąd, ale taka konstrukcja jest znacznie mniej oficjalna niż „państwo wiedzą”
czy „państwo mają”. W tych okolicznościach liczba mnoga utrudnia wybór między
drugą a trzecią osobą. W liczbie pojedynczej raczej nie zwrócimy się do
słuchacza/słuchaczki „pan wiesz” lub „pani masz”.
O wiele gorzej – oczywiście pod
względem językowym – wypadła druga debata, ta ośmioosobowa. Usłyszeliśmy w niej
na przykład o „ilości emerytów”. Ludzi nie liczymy na wagę, ludzi liczymy na
sztuki, a skoro tak, to należy mówić o ich liczbie. Bardziej szczegółowy wykład
o różnicy między liczebnikami policzalnymi a niepoliczalnymi znajdziecie tutaj.
Jakiego by tematu nie poruszano, zadający pytania dziennikarze i odpowiadający na nie politycy mówili wyłącznie
o kwestiach. To też nie błąd, to jedynie oznaka nieznajomości synonimów. Nikt nie
wspomniał o sprawie, temacie, zagadnieniu, sferze czy choćby problematyce. Na
tle chóru śpiewającego ten sam refren można było przedstawić się jako
błyskotliwy(a) solist(k)a.
Wielu polityków i wyborców,
dziennikarzy zresztą też, ma kłopot z odmianą nazwiska Janusza Korwin-Mikkego. Zasada
wcale nie jest jednoznaczna. W dwuczłonowych nazwiskach męskich
pierwszego członu nie odmieniamy, jeśli jest to nazwa herbu. A kto dziś zna się
na heraldyce? Znacznie częściej pierwszy człon jest nazwiskiem, przydomkiem lub
pseudonimem. Posłużę się przykładem, bo akurat przypomniał mi się dowcip sprzed
prawie 34 lat:
– Jak się nazywał piewca polskich
Tatr?
– Kazimierz Przerwa-Tetmajer.
– A jak nazywa się piewca stanu
wojennego?
– Janusz …..-Przymanowski.
W miejsce kropek należy wstawić
słowo powszechnie uważane za wulgarne. Na pewno nie herb szlachecki, więc oba
człony można odmieniać do woli.
PS. Z ostatniej chwili: „Potrzebny jest sprawny
resort lub pion dedykowany energetyce” – powiedział(a) szef(owa) jednej z
partii. „Dedykować”, jeśli wierzyć Słownikowi Języka Polskiego, znaczy
„poświęcić” lub „ofiarować”, ale nie resort, pion czy ministerstwo, lecz dzieło
sztuki, film, książkę... Albo wpis na blogu, co niniejszym czynię.
Komentatorzy zwracają uwagę na „500 złoty” pani Szydło.
OdpowiedzUsuńNo to miała szczęście - albo przegapiłem, albo akurat wyszedłem do kuchni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
a.