ZSRR i inne państwa bloku wschodniego przodowały
prawie we wszystkim. Nie radziły sobie tylko z produkcją wazeliny, bo Józefowi
Stalinowi pochlebstw było ciągle za mało. Jednym z tytułów, które mu nadali
propagandziści, był „Wielki językoznawca”. Stalin umarł (szkoda, że tak późno),
a razem z nim jego wątpliwe dokonania lingwistyczne.
Lech Wałęsa czuje się chyba nieźle, natomiast
jego powiedzenie na pewno ma się znakomicie. Zaczęło już nawet żyć własnym
życiem, znajdując naśladowców we wszystkich mediach i po obu stronach
klawiatury, mikrofonu i kamery. „W temacie” – tak dziennikarze piszą i mówią,
tak powtarzają za nimi politycy, sportowcy, ludzie na ulicy i na Facebooku. Nawet
ci, którzy nie mają nic do powiedzenia. Zdecydowanie lepiej by było, gdyby
mówili na temat. Z językowego punktu widzenia mówienie nawet nie na temat
dałoby się jakoś uzasadnić, ale „w temacie” – nie!
Nie wszystko można zwalać na Wałęsę. „W każdym
bądź razie” to nie on pierwszy popełnił ten właśnie błąd, będący zbitką
powiedzeń „w każdym razie” i „bądź co bądź”. Język to nie szampon z odżywką – dwa
w jednym to nie jest żadna promocja ani wartość dodana. Raczej odjęta.
Wróćmy jednak do polszczyzny komentatorów
sportowych, a zwłaszcza piłkarskich, bo to przecież oni zmusili mnie do pisania
tego blogu. Najbardziej pospolity rzeczownik w ich słowniku to „mecz”. Jak
powinien brzmieć w dopełniaczu liczby mnogiej – „meczy” czy „meczów”? To nie jest
pytanie hamletowskie. Językoznawcy dopuszczają wprawdzie oba warianty, sugerują
jednak, że forma „meczów” podoba im się bardziej. Nie dość, że w ogóle jest
używana znacznie częściej, to nie musi obawiać się konkurencji „meczy” w
książkach i wydawnictwach redagowanych staranniej niż kolumny sportowe gazet.
Chyba nikt – poza tymi, którzy sami tak mówią
– nie ma wątpliwości, że w piłkę nie da się grać ani „na dużym ryzyku”, ani „na dużym poświęceniu”. Tak nie powinno się mówić nawet na kacu. Na ryzyku
zmiany kursowej zagrali „frankowicze” i mają teraz za swoje.
Denerwuje mnie zjadanie przez niektórych
komentatorów słowa „finał”. Wystarcza im, że jakaś drużyna „awansowała do
jednej ósmej Ligi Mistrzów”. Czy wobec tego należy się spodziewać kolejnych
awansów – do jednej czwartej, jednej drugiej i całej? Ci sami sprawozdawcy
lubią też, kiedy finałowi towarzyszy przymiotnik „wielki”. Trochę się sportem
interesuję, ale o małych finałach tych rozgrywek dotąd nie słyszałem.
Raz jest się twórcą, raz tworzywem... Na
początku poprzedniego odcinka wspomniałem o sukcesie, jakim było przekonanie
kolegi-komentatora, aby „póki co” zastąpił „na razie”. Teraz wypada pochwalić
kogoś, kto jednym celnym skojarzeniem oduczył mnie popełniania innego błędu.
Od dziecka plątało mi się „w cudzysłowie” z „w
cudzysłowiu”. Raz mówiłem tak, raz siak, zależnie od humoru. Pewnego dnia Zuzia,
wówczas jeszcze licealistka, zapytała mnie, powołując się na autorytet swojej nauczycielki:
– Mówisz „w dupiu” czy „w dupie”?
Nie wahajcie się korzystać nawet z tak
pozasłownikowych argumentów. Każdy powinien mieć swoją Zuzię, chociaż prawdziwa jest tylko
jedna.
Bardzo mi miło, że dołożyłam cegiełkę do tego "muru" :) Powiem, że "aż się nie spodziewałam!" ;)
OdpowiedzUsuńHa! Zasługi dla polszczyzny trzeba doceniać :-)
Usuń"W temacie" finału - kiedyś na portalu zajmującym się tenisem przeczytałem, że zawodnik X zagra w ścisłym finale :)
OdpowiedzUsuńNiedawno gdzieś przeczytałem lub usłyszałem, że użycie przymiotnika osłabia siłę rzeczownika. Pięknie powiedziane. Najcięższym grzechem komentatorów (czy to gadających, czy to piszących) jest gadulstwo i brak szacunku dla słowa. Wydaje im się, że jeśli mówią (piszą) więcej, to są mądrzejsi. To chyba właśnie taki przypadek, o którym napisałeś.
Usuń"To Rosolska w piątkowym meczu powiedziała ostatnie słowo, wbijając gwoździa spod siatki przy piłce meczowej." - źródło onet.pl, relacja z meczu drugiej rundy AO
UsuńArtur, nie ustawaj w wysiłkach! Trop, śledź, piętnuj. Ku chwale czystości ojczystego języka!
OdpowiedzUsuń