„Czepiasz się” – mówią jedni. „Idziesz na łatwiznę” –
dodają inni. Pierwsi dają do zrozumienia, że od dziennikarzy nie można wymagać,
aby byli profesorami Miodkami, Bralczykami czy Markowskimi albo chociaż
magistrami polonistyki. Drudzy sugerują, że opisywanie wpadek komentatorów
sportowych to żadna sztuka. Niech wam będzie – dziś daleko od sportu.
W rozgłośni mającej ambicje znacznie większe niż tylko
puszczanie w kółko tych samych pseudoprzebojów pani prezenterka
powiedziała, że „z niecierpliwością czeka na tegorocznego Open’era”. Każda
impreza – sportowa czy kulturalna – może kiedyś zacząć żyć własnym życiem, co
wcale nie znaczy, że z tego powodu staje się rzeczownikiem żywotnym. „Festiwal”
w ogóle (jako rzeczownik pospolity) i „Open’er” (rzeczownik własny) w szczególe
pozostają rzeczownikami nieżywotnymi, a więc w bierniku (kogo? co?) zachowują
formę mianownika (kto? co?).
Kilkadziesiąt lat temu mówiło się i grało „w
tenis”. Znajomych z kortu i okolic uspokajam, że nazwa naszej ulubionej gry
pozostaje rzeczownikiem nieżywotnym znaczeniowo, ale awansowała do żywotnych
gramatycznie.
Pospolitym
– nie rzeczownikiem, lecz błędem – jest mylenie biernika z dopełniaczem. „Słuchacie złotą
dziesiątkę” – poinformował prezenter radiowy. Nie, proszę pana, ja nigdy nie
słucham „złotą dziesiątkę”. Jeśli przez przypadek trafię na pana audycję, to
słucham „złotej dziesiątki”, zresztą nie za długo.
Kłopot z tymi przypadkami mają również
reporterzy i prezenterzy zajmujący się tematyką prawną. Chyba nikt nie ma
wątpliwości, że przepisy są po to, aby... Tu właśnie pojawiają się wątpliwości
– przestrzegać „je” czy „ich”? Jeśli chcecie być w zgodzie z normami języka
polskiego, to przestrzegajcie przepisów i zasad (w liczbie mnogiej) oraz prawa
i regulaminu (w pojedynczej).
„Zaatakował kaszalota, jednego z największych
zwierząt świata”... Już nie pamiętam, skąd pochodzi ten przykład (pamiętam
tylko, że został przysłany przez Maćka, któremu jeszcze raz dziękuję), ale na
pewno nie z transmisji meczu piłkarskiego. Autor się pomylił, a narrator być
może przegapił – „zwierzę” jest rzeczownikiem żywotnym nieosobowym, ale rodzaju
nijakiego niezależnie od tego, czy zaatakowany kaszalot był samcem, czy samicą.
Na koniec coś ze Światowych Dni Młodzieży.
„Większość osób, które przyjechały, są zakwaterowani...” – już nie słuchałem,
gdzie te osoby zamieszkały, bo zacząłem szukać „poliszowego” notatnika. Być
może reporter pilnie uczył się religii – nie wnikam, nie moja sprawa. Źle
jednak, że opuścił kilka lekcji języka polskiego, z czego powinien się
wyspowiadać, a w ramach pokuty sto razy powtórzyć „jest zakwaterowana”.
Kilkadziesiąt lat temu mówiło się i grało „w tenis”.
OdpowiedzUsuńNa jakiej podstawie Pan tak twierdzi? W tenisa grali u Żeromskiego, u Iwaszkiewicza, u Dołęgi-Mostowicza, (tylko) o grze w tenisa pisze Szober w Słowniku ortoepicznym z 1938 r. W 1934 r. czytelnik zapytał redakcję „Poradnika Językowego”: grać w tenisa czy w tenis? Redakcja odpowiedziała: „A przecież od dziecka grał Pan zapewne w palanta, zbijaka, krokieta, a później w preferansa czy brydża, tańczył Pan walca, śpiewał marsza”.
Poprawka: nie u Iwaszkiewicza (choć być może też), ale u Witkacego.
UsuńDziękuję za pytanie. Odpowiedź jest niestety mało konkretna, za co przepraszam: z taką formą spotkałem się podczas lektury polskiej prasy ukazującej się w 20-leciu międzywojennym. Czy był to "Przegląd Sportowy", czy "Gazeta Polska" - niestety nie pamiętam.
UsuńPozdrawiam
Dziękuję za odpowiedź. A rzeczywiście wtedy mogły jeszcze występować wahania (również np. tenisu w dopełniaczu). Być może wpływ na to miały nowość i odczuwana obcość nazwy (odczuwana, bo wśród nazw wymienionych w odpowiedzi redakcji PJ nie brakuje wyrazów pochodzenia obcego).
Usuń