Na Twitterze rozgorzała dyskusja, jak prawidłowo wymawiać
nazwisko Kevina. Nie tego, co sam w domu, lecz De Bruyne’a, czyli tego, który
strzelił jedynego gola w meczu Ligi Mistrzów. Niby ważnego, bo dającego jego
drużynie pierwszy w historii awans do półfinału, ale gol to gol. Ciekawszy wydał mi się późniejszy spór językowy.
Niderlandzki nie należy do moich ulubionych – po pierwsze
nie rozumiem ani słowa, a po drugie moje gardło za bardzo cierpi, gdy próbuję
wychrypieć najpierw „Goedemorgen”, a potem „Eee, het heeft geen zin”. Zdecydowanie
bardziej odpowiadają mi klimaty słowiańskie – tych języków będę się trzymał i o
nich trochę się powymądrzam.
Całkiem niedawno polscy piłkarze ręczni zakwalifikowali
się do turnieju olimpijskiego w Rio de Janeiro (Słowacy napisaliby, że w
„Riu”). Trzy mecze, trzy zwycięstwa, wszyscy zadowoleni, tylko ja jakiś grymaszący.
Pewnie nie byłbym sobą, gdybym chociaż trochę nie pomarudził... Dwóch
komentatorów na zmianę wymawiało nazwisko najlepszego zawodnika reprezentacji
Macedonii – raz był to „Lazarow”, raz „Łazarow”. Może nawet przez „v” na końcu,
ale tego akurat nie było słychać. Jugosławia się rozpadła, każdy z jej narodów poszedł swoją drogą i posługuje się już własnym językiem. Tylko w chorwackim i słoweńskim jak nie było, tak nie ma głoski „ł", natomiast Macedończycy, Serbowie, Czarnogórcy i Bośniacy potrafią ją wymówić i wiedzą, jak zapisać.
Potrafią to również narody byłego Związku Radzieckiego.
Ponieważ tenis jest mi najbliższy, posłużę się przykładem z kortu. Ostatnio
rzadko słychać o wyczynach Ołeksandra Dołgopołowa, więc komentatorzy mają mniej
okazji do popełniania błędu. Są bowiem tacy, którym chyba nigdy nie udało się
powiedzieć „Dołgopołow”, natomiast zawsze chwalą lub ganią „Dolgopolowa”.
Swietłana Kuzniecowa osiągnęła w tenisie znacznie więcej,
jej nazwisko jest lepiej znane, co jednak nie znaczy, że nie da się czegoś w
nim przekręcić. Da się – niektórzy komentatorzy uparcie robią z niej
„Kuźniecową”. Może mają podświadome skojarzenia, że jeśli Rosjanka potrafi
uderzyć piłkę nie tylko celnie, ale też mocno jak młotem, to trenuje w kuźni?
Podobne skłonności do zmiękczania wymowy nazwisk mają
komentatorzy lekkiej atletyki. Język czeski nie jest wcale taki miękki, jak go
malują. Pavel Maslak całkiem szybko biega na 400 metrów. 45 sekund to dość
czasu – a trzeba jeszcze dodać prezentację zawodników przed startem i omówienie
wyników, gdy miną linię mety (biegacze, nie wyniki) – aby kilka razy z Maslaka
zrobić „Maślaka”.
Z czeskim w ogóle jest problem. Wielu komentatorów, a za
nimi wielu kibiców, nie wie, kiedy „s”, a kiedy „sz”; kiedy „c”, kiedy „cz”;
„r” czy może jednak „rz”. W efekcie słyszymy o „Tomasie” Berdychu, choć to
przecież Tomasz. „Lukasów” też niby u nich dostatek, a jednak żadnego, bo każdy
przedstawia się jako Lukasz.
Po rosyjsku mówię jako tako, po czesku i słowacku wcale. Często
nie wiem, jak po polsku wymówić albo napisać jakieś nazwisko, więc sprawdzam to
na stronach internetowych odpowiednich federacji tenisowych. Nie ma takiej
litery, zapisanej nawet w „grażdance”, której nie dałoby się przyporządkować
polskiego odpowiednika.
Nie pytajcie mnie jednak - proszę! - o Kevina De Bruyne’a. O Eda de
Goeya (zwróćcie uwagę, że Belgowie życzą sobie „De”, a Holendrom wystarcza
„de”) tym bardzej...
PS. Wiem, bo widzę, że nie wszyscy przeczytaliście
poprzedni odcinek o telewidzu na procencie. Obiecuję – tam nie ma słowa o
językach obcych.
Polecam komentatorom stronę z wymową obcych nazwisk - http://pl.forvo.com/
OdpowiedzUsuńTam można znaleźć przykłady wymawiania obcych nazwisk przez osoby z kraju pochodzenia danego delikwenta. A także - wymowę nazwiska sławetnego Xaviera Mascherano. To nie jest wiedza tajemna. Mówi się De Brujne, według Belga z forvo...
Serdecznie pozdrawiam,
aljas
We wspomnianej na wstępie wymianie opinii chyba padł ten adres, ale - jak widać - chętniej korzystają z niego teoretycy. Praktycy wiedzą lepiej ;-)
UsuńA, ok, skoro wszyscy znają forvo... Nie śledziłam tej dyskusji na twitterze. Chociaż w praktyce to faktycznie wygląda zupełnie inaczej. Nazwiska - śmazwiska, Polak swoje wie. A
Usuńczy pisał już Pan o "włodarzach" i "czytaniu"- gry, podań ? Przepraszam, nie miałam czasu przeczytać wszystkich Pana wpisów. A swoją drogą, to fascynujące, jaką nasi komentatorzy mają skłonność do baroku.
Serdeczne pozdrowienia i dziękuję za prowadzenie tego tematu. Kocham język polski, tylko tu czuję się naprawdę u siebie. Szkoda, że staje się on coraz bardziej prywatną domeną garstki entuzjastów.
Pani Aleksandro - serdecznie dziękuję za tak miłą opinię. Tak, większość tych tematów już kiedyś poruszałem. Do tej pory wszystkich wpisów jest 69, więc na pewno zdąży Pani jeszcze do nich zajrzeć. Mam nadzieję, że Pani nie zanudzę.
UsuńA przy okazji - jak Pani trafiła na mój blog? Przez Twittera, Facebooka czy jakąś wyszukiwarkę?
Pozdrawiam bardzo serdecznie
Twitter. Jestem biernym czytaczem. Nie mam nic do powiedzenia, ale chętnie czytam wpisy osób, co do których rozsądku i zainteresowań jestem w miarę przekonana. Sorry, Liverpool gra z Dortmundem, i przegrywa. Muszę im towarzyszyć bo they should never walk alone.
UsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowo, ale jak Pan widzi napisałem ten post ponad 3,5 roku temu i nic się nie zmieniło. To walka z wiatrakami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dla mnie język obcy kojarzy się z językiem innego kraju i faktycznie tak jest. Dlatego jeśli ja uczę się języka angielskiego to robię to chętnie np. za pomocą aplikacji https://www.jezykiobce.pl/s/129/aplikacje-do-nauki-gramatyki-angielskiej z której jestem zadowolony.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńW sumie sam język obcy jest warto znać i ja zdecydowałam się na naukę języka angielskiego. Muszę przyznać, że po szkoleniach w https://universe.earlystage.pl/szkolenia/all jako nauczyciel również je chwalę.
OdpowiedzUsuń