Pokazywanie postów oznaczonych etykietą w boisku. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą w boisku. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 12 marca 2015

W boisku na hali

Muszę to robić sam. Kiedy bowiem oglądam transmisję zawodów sportowych w gronie rodzinnym lub w towarzystwie znajomych, wszyscy patrzą na mnie jak na zboczeńca. Na szczęście chodzi tylko o zboczenie zawodowe – głośno poprawiam, a czasem wręcz wyśmiewam błędy językowe. I dobrze się przy tym bawię, czego nie mogę powiedzieć o sąsiadach z kanapy.

Kiedy siedzę przed telewizorem sam, zawsze mam w pobliżu włączony komputer, w którym notuję co ciekawsze „wynalazki”. Notuję, odkładam na później i czekam, aż uzbiera się dość przykładów, aby połączyć je tematycznie.
Tym razem, przyznaję, facet naprawdę mi zaimponował. Zaimponował tak bardzo, że ten cytat zapisałem na początku listy oczekujących na publikację. Usłyszałem bowiem, że (nie podaję nazwiska Iksa, bo po nazwisku zawodnika trafilibyście do klubu, po klubie do stacji, która relacjonowała mecz, a wtedy nazwisko komentatora przestałoby być zagadką) piłkarz X „dawno nie był widziany pod grą”. Ręce mi opadły, a pilot wypadł. Nie wiem, kto wymyślił taką konstrukcję. Zapewne jakiś ambitny trener, którego wysłuchał jakiś chłonący wszelką wiedzę dziennikarz i tak słowo trafiło spod szatni na antenę.
Zamiast uczyć się na własnych błędach, uczą się cudzych. Ich zdaniem już nikt nie gra ryzykownie, tylko „na ryzyku”. Najlepszych zawodników stać na to, aby zagrać „na dużej fantazji”. Zdarzyło się nawet „na dużej swobodzie”, ale – przyznaję – nie dziennikarzowi, lecz ekspertowi (byłemu piłkarzowi).
Przykładów niepoprawnego używania przyimków jest znacznie więcej, a to przykład sztandarowy: „w boisku”. Nie wiem, co opętało skądinąd nawet bardzo dobrych komentatorów. Kiedy tylko piłkarzowi udaje się zatrzymać piłkę przed linią autową, chwalą go, że „utrzymał ją w boisku” (raz usłyszałem nawet, że „w murawie”).
Brak w tym jakiejkolwiek logiki. Przecież piłkarze wychodzą z szatni na boisko. Nikt jeszcze nie widział, żeby kopali łopatami, więc – razem z piłką – cały czas są na boisku. Nikt, kto poszedł na dworzec, nie powie też, że jest „w” dworcu; chyba nikomu, kto wszedł na dach, nie wpadnie do głowy, że jest „w” dachu. Chyba, bo jeszcze nie zbadano klinicznie, co mógłby powiedzieć, gdyby z tego dachu spadł na głowę (dodam złośliwie, że swoją, bo to też ulubiony zwrot wielu moich kolegów z mikrofonami).
Od komentatorów i reporterów stadionowych (nie tylko piłkarskich) dowiadujemy się również, że jakiś zawodnik dobrze prezentował się „w” treningu albo właśnie widać go „w” rozgrzewce.
Żebyśmy jednak nie popadli w monotonię, a może w ramach rekompensaty za nadużywanie przyimka „w”, mamy też mecze rozgrywane „na” hali. Owce i barany nie grają, bo w Polsce – jak wiadomo – nie wolno deptać trawników nawet pod pretekstem uprawiania sportu, a łąka w górach to też trawnik (chciałoby się powiedzieć, że nawet murawa).
Ten X, który „dawno nie był widziany pod grą”, wciąż nie daje mi spokoju. Nie wiem, jak inni telewidzowie, ale wolałbym, aby przez 90 minut (plus to, co doliczy sędzia) każdy sprawozdawca był „słyszany pod myśleniem”.