Tydzień temu uczestnicy debaty
prezydenckiej weszli tu poza kolejnością. Stali bohaterowie tego blogu zapewne
wybaczą i im, i mi, że musieli trochę poczekać na już zapowiedziany wątek o rozbijaniu związków frazeologicznych.
W dziennikarstwie
sportowym... Stop! – dygresja zbyt długa, żeby ją upchnąć w nawias i jeszcze
starannie opatrzyć interpunkcją. Jerzy Chromik... Wróć, jeszcze raz, od
początku! Przez siedem lat i sześć miesięcy, co do dnia, pracowałem w
„Expressie Wieczornym”, o czym na pewno już tu kiedyś wspominałem. Ostatnim kierownikiem
działu sportowego tej gazety był właśnie Jerzy Chromik. Jurek bardzo lubił
powtarzać, że nie ma dziennikarstwa sportowego, politycznego, miejskiego czy sensacyjnego
– jest tylko dziennikarstwo albo dobre, albo złe.
W dziennikarstwie
sportowym – przepraszam, Jurku (proszę zwrócić uwagę na użycie wołacza, który
we współczesnej polszczyźnie czuje się coraz bardziej zaniedbywany), ale tak mi
akurat teraz pasuje – chyba najczęściej rozbijanym związkiem frazeologicznym jest
„twardy orzech do zgryzienia”. Dlaczego tak wielu moich kolegów mówi i pisze o
„trudnym” orzechu – nie mam pojęcia. Niełatwym orzechem do zgryzienia
jest na pewno owoc palmy kokosowej, lecz trudność tkwi nie tylko w jego twardości, ale i
rozmiarze. W każdym razie wszystkie słowniki frazeologizmów podają „trudny
orzech” jako przykład błędu.
Podobnie jest z
poprzeczką. Każdy, kto choć raz przeszedł się po boisku lekkoatletycznym, na
pewno zauważył, że poprzeczkę się zawiesza. „Wysoko stawiają poprzeczkę” chyba
tylko ci, którzy w szkole wyłącznie kopali piłkę albo w ogóle byli zwolnieni z
lekcji wuefu. A szkoda, bo – jak widać – dobry wuefista może być bliskim
sojusznikiem polonisty. Jeśli zatem chcecie przed kimś postawić zadanie trudne, lecz możliwe do wykonania, to po prostu „wysoko zawieście poprzeczkę”.
A co się stanie, jeśli zadanie nie
zostanie wykonane? Wielu komentatorów proponuje „najmniejszy wymiar kary”. Być
może dlatego, że wymiar kojarzy im się z rozmiarem, a jeśli rozmiar, to
oczywiście duży lub mały ze wszelkimi konsekwencjami stopniowania tych
przymiotników. Kara (nie mylić z karanymi) lubi natomiast wymiar niski lub
wysoki, najniższy lub najwyższy (zwłaszcza tego ostatniego każdy oskarżony chciałby
uniknąć).
Już nie pamiętam, czy to w szkole
podstawowej, czy już w liceum na przerwach bawiłem się z kolegą w rozbijanie i
łączenie członów polskich przysłów. Dwa, z których byliśmy najbardziej dumni, zapamiętałem
do dzisiaj: „Leje jak wół do karety” i „Baba z wozu na pochyłe drzewo”. Wprawdzie
przysłowia to nie związki frazeologiczne, ale odpadły od nich niewiele dalej
niż jabłko od jabloni, więc lepiej ich jednak nie mieszać.
Chyba że trochę się wam nudzi w
pracy i akurat przyszło wam do głowy jakieś nowe przysłowie.
Dziękuję za kolejną lekcję dobrej polszczyzny, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńj
No, cóż..."nawet Salomon nie naleje na pochyłe drzewo". Kiedyś widownia śmiała się z tej kabaretowej kwesti. Ale to było dawno, gdy ludzie coś jeszcze kojarzyli z mowy polskiej....cóż, czasy się zmieniły.
OdpowiedzUsuń...teraz już nie trzeba wiele kojarzyć. Wystarczy kamera, garnitur, bądź sukienka od firmy sponsorującej program, a potem spytać (czasem "spytać się") zebranych politycznych celebrytów: "co państwo sądzicie o ...?" Po czym, konsekwetnie do stylu językowego, powinno się spytać "czy pan poseł SĄDZISZ, że..."
...a jeśli osoba pytana zaczyna od słów: "Ja powiem tak...", to powinno się jej grzecznie podziękować za wypowiedź i oddać głos innym. Przecież odpowiedź brzmiała "tak".
No, chyba, że padły słowa "nie mam wiedzy". To coś jakby z Sokratesa, który powiedział:"mam wiedzę, że nie nie mam wiedzy"...albo jakoś podobnie.
Teraz wiedzę się "posiada" lub (częściej) "nie posiada" :-)
UsuńNosił wilk razy kilka, a w sobotę mu łeb ucięli.
OdpowiedzUsuńNosił wilk razy kilka,poniosło i wilka.
Usuń... moje ulubione to 'biednemu zawsze wiatr w oczy a bogatemu nawet diabel mowi dobranoc ...
OdpowiedzUsuń