Pokazywanie postów oznaczonych etykietą matematyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą matematyka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 3 września 2017

Polski łamany przez matematykę

Moimi bohaterami – przyznaję, że pozytywnymi inaczej – są głównie komentatorzy piłki nożnej. Od czasu do czasu jednak koło ratunkowe łaskawie rzucają im koledzy, których należałoby nazwać raczej prezenterami niż dziennikarzami. Gdy oni już wezmą się za sport, to ktoś z moich przyjaciół i znajomych zawsze podeśle mi pyszny cytat.

Dziennikarska matematyka: 
„Mamy około 50 zawodników, mecz [piłka nożna] potrwa godzinę, więc każdy na boisku spędzi około minuty"
– napisała na Facebooku rozbawiona Magda. I zgodnie z duchem czasów dodała jeszcze hasztag:

Żyje, ma się dobrze i nadal ogląda telewizję. Dopytałem, a Magda wyjaśniła, że pan prezenter opowiadał o meczu, z którego dochód zostanie przekazany na cele charytatywne. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy wypada wykorzystywać ten temat, ale uznałem, że ten blog też ma przecież charakter dobroczynny, bo żadnych pieniędzy za to pisanie nie biorę.

Działanie matematyczne, konkretnie dzielenie, zostało przeprowadzone wręcz wzorowo. Jeśli zawodników byłoby 50 – nie na oko, a dosłownie – a minut 60, to faktycznie wychodzą 72 sekundy na głowę, sprawnie zaokrąglone do około minuty. Zabrakło tylko refleksji, że w piłkę nożną trudno grać samemu. Z jednej strony może kusić fakt, że nikomu nie trzeba podawać, z drugiej jednak – nie wiem, jak pan prezenter, ale ja stanowczo tak – lepiej mieć na boisku kogoś, na kogo można zrzucić winę za zmarnowanie znakomitej okazji do zdobycia zwycięskiego gola albo przepuszczenie „szmaty”.

Język polski nie jest łatwy, a jeśli wmieszamy do niego jeszcze matematykę, to mamy kłopoty do kwadratu. Komentatorzy skoków narciarskich i innych dyscyplin, w których zdobyte punkty można dzielić na kawałki, nie radzą sobie z ułamkami. Już kiedyś słyszałem i idę o zakład, że wkrótce znów usłyszę „pół punkta”, za co odejmę koledze co najmniej pół punktu. A może i cały, jeśli będzie się mylił w warunkach recydywy.

Cyfry i liczby w ogóle nie mają w polszczyźnie łatwo. Mylimy je mówiąc na przykład, że trzynastka jest cyfrą pechową. Siódemka jest szczęśliwa także dlatego, że może robić – zależnie od okoliczności – i za cyfrę, i za liczbę. Zdolność odróżniania liczebników policzalnych i niepoliczalnych, czyli praktyczna wiedza, kiedy powiedzieć „liczba”, a kiedy „ilość”, może już niedługo decydować o zdaniu lub oblaniu matury...

Niedługo – czyli kiedy? Nie wiem, na pewno jeszcze nie w dwa tysiące siedemnastym, bo w tym roku matury już były. O przyszłym coraz więcej ludzi powie, że to dwutysięczny osiemnasty, a ja znowu przypomnę sobie stary dowcip o nauczycielce matematyki. „Zapamiętajcie, dzieci, że obie połowy zawsze są równe. Ale co ja będę czas traciła… I tak większa połowa tego nie zrozumie”.

czwartek, 22 września 2016

Zgodność polskiego z matematyką

Przez dziesięć dni urlopu za zakupy płaciłem czym popadnie – raz kartą (tą z reklamy), raz gotówką. Jak to na Podlasiu – wyszło całkiem tanio, a wręcz bezcenny był brak dostępu do internetu.

Telewizor mógł sobie grać do woli. Gospodarz – Staszku, jeszcze raz dziękujemy! – ogląda akurat te programy, których ja nie oglądam, a z kolei te, o których tu piszę, zupełnie nie interesują Staszka.
Chcąc być wzorowym gościem, nie nadużywałem kanałów sportowych. Wyjątek – na prośbę przyjaciół z Niemiec – zrobiłem tylko dla Ligi Mistrzów. Mecz Legii z Borussią podałem na talerzu satelitarnym (ARD lub ZDF, już nie pamiętam), więc żadnych notatek nie zrobiłem. Nie szkodzi – jako bloger zbliżam się do setki i od czasu do czasu mogę liczyć na stałych czytelników .
Maciek podsunął mi temat liczebników. Zawsze na czasie, bo wielu dziennikarzy (to ci, którzy mówią lepiej lub gorzej, ale zwykle od siebie) i lektorów (ci, mam wrażenie, potrafią tylko czytać, a i to nie zawsze ze zrozumieniem) nie przywiązuje się do związku zgody. Z takim związkiem mamy do czynienia, gdy forma wyrazu określającego pasuje do formy wyrazu określanego. Krótko mówiąc – muszą się zgadzać przypadki, liczebniki, rodzaje i wszystko, co ślina na język przynosi.
„Źródła w służbach bezpieczeństwa podały, że jest co najmniej 22 ofiar śmiertelnych” – Maciek podsunął mi pierwszy cytat. Z faktami nie polemizuję, ale w tym zdaniu nic się nie zgadza. Jeśli słyszymy, że jest dwadzieścia ileś ofiar, to spodziewamy się, że 20, 21, 25 może 26 albo nawet jeszcze więcej. Jeśli jednak poszkodowanych było 22 (ewentualnie 23 lub 24), to trzeba powiedzieć (przeczytać), że są 22, 23 czy 24 ofiary.
Ponieważ Maciek mieszka w Poznaniu, to o Lechu wie wszystko. „Piętnastu piłkarzy pojechali na mecz, czterech leczą kontuzję” – kręcę głową z niedowierzaniem, że to mógł powiedzieć dziennikarz. Maciek dobił mnie informacją, że coś takiego przeczytał! Tłumaczyć, dlaczego ten cytat trafił na „Polisz”, nie ma sensu. Autor – obawiam się – nie zrozumie, a czytelnicy i tak dobrze wiedzą.
Aby nie nadużywać Maćka uprzejmości, sięgam po notatki sprzed urlopu. „Było już cztery bramki straty” – przypomniał sprawozdawca. „Dzieli ją tylko trzy punkty” – inny próbował zbudować napięcie na informacji, że różnica niewielka, więc wszystko może się jeszcze zdarzyć. Tak dokładnie rachowali gole i punkty, że zapomnieli o związku zgody.
I jeszcze, choć to dość luźny związek, o innej niezgodności. „Piłkarz wejdzie na boisko od 46. minuty” – zapowiedział komentator. Otóż nie. Od 46. minuty piłkarz będzie grał, a na boisko wejdzie w 46. minucie. Tak samo rok szkolny nie zaczyna się od 1 września, lecz trwa od tego właśnie dnia.
Czynności rozciągniętej w czasie nie można przypisać do konkretnej chwili; taka czynność działa się od do, a jeśli jeszcze trwa, to tylko od. Czas wejścia piłkarza na boisko czy rozpoczęcia roku szkolnego możemy natomiast określić bardzo dokładnie posługując się zegarem albo kalendarzem.
Gdy tylko rozpocznie się sezon sportów zimowych, z ekranów telewizorów znikną piłkarze, a pojawią się skoczkowie narciarscy. Założę się, że już podczas pierwszej, a najpóźniej trzeciej transmisji, komentator powie, iż zawodnik wylądował – przykładowo – na sto drugim metrze i pięćdziesiątym centymetrze. I to będzie błąd. Jeśli powie, że skoczył sto dwa i pół metra, to w porządku.
W tym przypadku o poprawności (lub nie) przesądza matematyka. Przecież pierwszy metr zaczyna się pierwszym, a kończy setnym centymetrem, więc wszystko, co wystaje poza 102 metry, już nie może być 102. metrem, bo jest 103. Żeby to łatwiej zrozumieć, przyłóżmy linijkę do kalendarza. Mamy rok 2016, choć od początku naszej ery jeszcze nie upłynęło 2016 pełnych lat. Wystarczy jedna sekunda tuż po sylwestrowej północy, abyśmy wkroczyli w 2017.
Niech więc Kamil Stoch i jego koledzy polecą jak najdalej, ale wynik 102,5 metra oznacza lądowanie już na 103. metrze.