Wyłączcie telewizory, radia przełączcie na
muzykę, przymknijcie oczy i spróbujcie sobie wyobrazić noworoczne przemówienie
(przecież nie mówię, że orędzie!) pierwszego z brzegu polityka. Większość –
moim zdaniem – mogłaby, a nawet powinna, nosić takie same legitymacje. Nie, nie
partyjne, lecz takie, które świadczyłyby o kontynuowaniu edukacji. Owa
większość bowiem zakończyła naukę języka polskiego stanowczo zbyt wcześnie.
– W dniu dzisiejszym, czyli już w miesiącu
styczniu roku dwutysięcznego szesnastego… – zaczął ten, którego wprawdzie nie
wybierałem, ale sobie wyobraziłem. Od razu zgłosiłem chęć zabrania głosu w
sprawie formalnej, lecz pan poseł zbeształ mnie niczym marszałek. – Moja osoba
panu nie przerywała! – uzasadnił stanowczy ton.
Zaniemówiłem. Po pierwsze z obawy, że
podsłuchuje moje myśli; po drugie z ciekawości, jak i kiedy zmieniła się
gramatyka języka polskiego. Kiedy chodziłem do szkoły – najpierw podstawowej,
potem średniej, wreszcie na uniwersytet; zresztą w żadnej nie spotkałem tego
posła – uczono mnie, że każdy czasownik odmienia się przez trzy osoby.
Przypomnę: pierwsza to „ja” i „my”, druga – „ty” i „wy”, trzecia – „on”, „ona”,
ono”, „oni” i „one”. Musiałem chyba jednak coś przegapić, skoro wielu polityków
czy to z trybuny sejmowej, czy stając dzielnie przed mikrofonami radiowymi i
telewizyjnymi powołuje się na najwyższy autorytet, mówiąc „moja osoba to” albo „moja
osoba tamto”.
Żaluję, że do programów publicystycznych
zaprasza się zwykle po jednym przedstawicielu danej partii. Gdyby politycy
występowali w duetach, to być może usłyszelibyśmy odmianę jakiegoś czasownika w
czwartej osobie liczby mnogiej: „nasze osoby”. Przyznacie, że z takimi
autorytetami polemizować byłoby co najmniej niezręcznie…
Wróćmy do przemówienia osoby „mojego” pana
pasła. Odchrząknął, bo chyba trochę się zgubił słuchając bez zrozumienia dygresji
o gramatyce, lecz wreszcie uporządkował notatki i kontynuował (sam
dopowiedział, że „dalej”): – Na ostatniej komisji (albo na komitecie –
przepraszam, już zapomniałem) procedowaliśmy kwestię zabezpieczenia obywatelom
(lub obywateli – tego akurat nie dosłyszałem)...
„Zabezpieczyć opał na zimę” – dziś to
wyjątkowo aktualny przykład – jest, Wysoki Sejmie, rusycyzmem! Zwrot „zabezpieczyć
obywatelom coś-tam, coś-tam” także nosi znamiona popełnienia przestępstwa na
języku polskim i podlega karze… Jednak nie podlega, a szkoda.
O „procedowaniu” i wszelkich formach
pochodnych nawet nie chce mi się pisać, bo jedna połowa Internetu już od dawna
głośno się z tego śmieje, a drugą tak ogłupiły komisje śledcze i całkiem
zwyczajne, że już nie dostrzega w tym niczego zdrożnego. Znalazłbym okoliczność
łagodzącą, gdyby ktoś się przyznał, że „procedował na posiedzeniu komitetu”.
Nie, oni wszyscy muszą robić to „na komitecie”. Kiedyś na komitetach wisiały
flagi, które od czasu do czasu zrywano i palono, na komitecie centralnym
najwyżej wieszano psy, bo zbliżyć się było trudno, ale żeby „procedować”?
Takiego tworu nie wymyślili nawet towarzysze, do dziś uchodzący na mistrzów
nowomowy polskiej.
Na koniec pan poseł zatroszczył się o
„kondycję gospodarki”. Panie pośle – proszę troszczyć się o jej stan lub
sytuację. O kondycję niech pan po prostu dba, bo to – zgodnie z definicją
słownikową – „stan fizyczny organizmu ludzkiego”. Przyda się panu, bo ostatnio
trzeba dużo procedować wieczorową albo nawet nocną porą.
Mnie fascynuje medialna kariera "wygaszania". Kiedyś wygasić można było co najwyżej świece, a teraz można wygasić gimnazja. Chyba trzeba by było zainteresować się podpalaczem...
OdpowiedzUsuńPewnie podpalacz i wygaszacz to ta sama osoba - jak strażak-piroman ;-)
Usuń