piątek, 1 stycznia 2016

Język gorszego sortu

Wyłączcie telewizory, radia przełączcie na muzykę, przymknijcie oczy i spróbujcie sobie wyobrazić noworoczne przemówienie (przecież nie mówię, że orędzie!) pierwszego z brzegu polityka. Większość – moim zdaniem – mogłaby, a nawet powinna, nosić takie same legitymacje. Nie, nie partyjne, lecz takie, które świadczyłyby o kontynuowaniu edukacji. Owa większość bowiem zakończyła naukę języka polskiego stanowczo zbyt wcześnie.

– W dniu dzisiejszym, czyli już w miesiącu styczniu roku dwutysięcznego szesnastego… – zaczął ten, którego wprawdzie nie wybierałem, ale sobie wyobraziłem. Od razu zgłosiłem chęć zabrania głosu w sprawie formalnej, lecz pan poseł zbeształ mnie niczym marszałek. – Moja osoba panu nie przerywała! – uzasadnił stanowczy ton.
Zaniemówiłem. Po pierwsze z obawy, że podsłuchuje moje myśli; po drugie z ciekawości, jak i kiedy zmieniła się gramatyka języka polskiego. Kiedy chodziłem do szkoły – najpierw podstawowej, potem średniej, wreszcie na uniwersytet; zresztą w żadnej nie spotkałem tego posła – uczono mnie, że każdy czasownik odmienia się przez trzy osoby. Przypomnę: pierwsza to „ja” i „my”, druga – „ty” i „wy”, trzecia – „on”, „ona”, ono”, „oni” i „one”. Musiałem chyba jednak coś przegapić, skoro wielu polityków czy to z trybuny sejmowej, czy stając dzielnie przed mikrofonami radiowymi i telewizyjnymi powołuje się na najwyższy autorytet, mówiąc „moja osoba to” albo „moja osoba tamto”.
Żaluję, że do programów publicystycznych zaprasza się zwykle po jednym przedstawicielu danej partii. Gdyby politycy występowali w duetach, to być może usłyszelibyśmy odmianę jakiegoś czasownika w czwartej osobie liczby mnogiej: „nasze osoby”. Przyznacie, że z takimi autorytetami polemizować byłoby co najmniej niezręcznie…
Wróćmy do przemówienia osoby „mojego” pana pasła. Odchrząknął, bo chyba trochę się zgubił słuchając bez zrozumienia dygresji o gramatyce, lecz wreszcie uporządkował notatki i kontynuował (sam dopowiedział, że „dalej”): – Na ostatniej komisji (albo na komitecie – przepraszam, już zapomniałem) procedowaliśmy kwestię zabezpieczenia obywatelom (lub obywateli – tego akurat nie dosłyszałem)...
„Zabezpieczyć opał na zimę” – dziś to wyjątkowo aktualny przykład – jest, Wysoki Sejmie, rusycyzmem! Zwrot „zabezpieczyć obywatelom coś-tam, coś-tam” także nosi znamiona popełnienia przestępstwa na języku polskim i podlega karze… Jednak nie podlega, a szkoda.
O „procedowaniu” i wszelkich formach pochodnych nawet nie chce mi się pisać, bo jedna połowa Internetu już od dawna głośno się z tego śmieje, a drugą tak ogłupiły komisje śledcze i całkiem zwyczajne, że już nie dostrzega w tym niczego zdrożnego. Znalazłbym okoliczność łagodzącą, gdyby ktoś się przyznał, że „procedował na posiedzeniu komitetu”. Nie, oni wszyscy muszą robić to „na komitecie”. Kiedyś na komitetach wisiały flagi, które od czasu do czasu zrywano i palono, na komitecie centralnym najwyżej wieszano psy, bo zbliżyć się było trudno, ale żeby „procedować”? Takiego tworu nie wymyślili nawet towarzysze, do dziś uchodzący na mistrzów nowomowy polskiej.
Na koniec pan poseł zatroszczył się o „kondycję gospodarki”. Panie pośle – proszę troszczyć się o jej stan lub sytuację. O kondycję niech pan po prostu dba, bo to – zgodnie z definicją słownikową – „stan fizyczny organizmu ludzkiego”. Przyda się panu, bo ostatnio trzeba dużo procedować wieczorową albo nawet nocną porą.

2 komentarze:

  1. Mnie fascynuje medialna kariera "wygaszania". Kiedyś wygasić można było co najwyżej świece, a teraz można wygasić gimnazja. Chyba trzeba by było zainteresować się podpalaczem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie podpalacz i wygaszacz to ta sama osoba - jak strażak-piroman ;-)

      Usuń