Kiedy pierwszy raz usłyszałem o „zarządzaniu
czasem”, chciało mi się śmiać. Odechciało mi się, gdy spróbowałem nim chociaż
trochę pozarządzać. Nie da się, bo to nie my rządzimy zegarem i kalendarzem,
lecz zegar i kalendarz biją się o rządy nad nami. Na dodatek biznesowa nowomowa
podstępnie zaraża polszczyznę anglicyzmami i innymi chwastami.
Niedawno uczestniczyłem w spotkaniu, podczas
którego przedstawiono prezentację pewnego projektu – najpierw planszę tytułową,
a potem „agendę”. Już nie ma programów konferencji, nie ma spisów treści raportów,
nie ma tematów, które mają być omówione przez gości – są tylko „agendy”.
Wprawdzie słowniki dopuszczają tak rozszerzone znaczenie tego, co do
niedawna było przede wszystkim filią jakiejś instytucji, lecz ja nadal wolę
definicję prof. Witolda Doroszewskiego.
Organizatorzy konferencji musieli przecież
jakoś się do niej przygotować. Spotkali się, dyskutowali, rozważali różne
warianty, może nawet trochę się posprzeczali, aż wreszcie uznali, że są dobrze
„zbriefowani”. Samo spotkanie mogli nazwać zresztą nie tylko „briefingiem”, ale
również „mityngiem” (jeśli nie meetingiem”…).
Briefing czy mityng to tylko wstęp do
organizacji „eventów”. W polszczyźnie korporacyjnej „wydarzenie” brzmi już nie
tylko bardzo archaicznie, ale przede wszystkim niezbyt dumnie, natomiast
„impreza” może źle się kojarzyć, bo przecież dziś trzeba zostać po godzinach
(„deadline” na wczoraj!), a jutro nie wolno się spóźnić.
Gdybym pierwszego z brzegu „korpoludka”
zapytał, czemu poświęcony jest ten blog, usłyszałbym raczej, że jest
„dedykowany” językowi polskiemu. Podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej czy
mistrzostw świata w siatkówce mieliśmy, a podczas rozpoczynających się za
tydzień mistrzostw Europy w piłce ręcznej będziemy mieli „strefy dedykowane
kibicom”. Dziś w branżowym magazynie przeczytałem o „aplikacji dedykowanej
klientom banku”. Kalki z języka angielskiego wypierają z obiegu takie słowa jak
„poświęcony” komuś lub czemuś (na przykład znaczek pocztowy, blog),
„przeznaczony” dla kogoś (sektor dla kibica, aplikacja dla klienta) czy
„nazwany” czyimś imieniem (plac, budynek).
Wielu czytelników „polisza” znam osobiście,
niektórych tylko z wymiany opinii na Twitterze czy Facebooku, innych nie znam w
ogóle, ale wszystkich pozdrawiam noworocznie i wszystkim życzę wytrwałości w
lekturze (przy okazji – były święta, był sylwester, więc mogliście przegapić
„Język gorszego sortu”). Obiecuję: nigdy nie powiem o was, że jesteście moim
„targetem”, nigdy nie zapytam, jak oceniacie „kontent” i nigdy nie będę nalegał
na „feedback”. Przecież rozumiemy się bez tych irytujących anglicyzmów.
Weekend? Weekend to co innego, weekend może
być. Życzę udanego!
Jestem targetem twój postów, i nie piszę feedbacków, och mowo polska, wcale nie cytat, Szczęśliwego Nowego Roku!
OdpowiedzUsuńj
Pomyślności :-)
UsuńBardzo ciekawy artykuł. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuń