Wytykam komentatorom błędy
fleksyjne, składniowe, słownikowe, frazeologiczne, stylistyczne i logiczne. O
merytorycznych i ortograficznych nie wspominam, bo pierwsze telewidzowie
wychwytują szybciej i sprawniej ode mnie, a drugich nie słychać. Dziś o
wypowiedziach zgodnych z normami języka polskiego, ale na bakier ze zdrowym
rozsądkiem.
„Czy dwie czerwone kartki dla
rywali wam pomogły?” – zapytał reporter zawodnika drużyny, która kończyła mecz
w przewadze liczebnej. Piłkarz poważnie się zastanowił i odparł, że tak.
Szkoda, że tę okazję zmarnował tak samo jak – nie przymierzając –
„stuprocentową szansę zdobycia gola”. Gdyby bowiem odpowiedział, że nie, albo
gdyby choć trochę się zawahał, to postawiłby dziennikarza w niezręcznej sytuacji.
„Jak bardzo wam zależy, żeby zająć
pierwsze miejsce w grupie?” – czyżby drugi reporter oczekiwał odpowiedzi, że nie
bardzo, że tylko trochę albo nawet wcale? „Czy cieszysz się, że mecz odbędzie
się w twoim rodzinnym mieście?” – pytał inny. Pomijam irytujące nie tylko mnie
zwracanie się do sportowca po imieniu; zastanawiam się, co zawodnik miał
odpowiedzieć. Że nie, że raczej się smuci?
Czy pytania, na które odpowiedzi
są aż tak oczywiste, wnoszą cokolwiek do rozmowy? Gdyby zamiast nich stacja
wyemitowała reklamę, na pewno by zarobiła, a telewidzowie by nie stracili.
Kolejny komentator był uprzejmy
zauważyć, że „gościom pomógł gol strzelony na 1:0”. Ja ani nie oglądam tylu
meczów, ani nie znam się na piłce nożnej tak dobrze jak on, ale wydaje mi się,
że zdobycie gola nie powinno zaszkodzić żadnej drużynie. Znam wprawdzie jeden
wyjątek, ale to był mecz, w którym sam grałem, więc nie pokazywała go żadna
telewizja i nikt go nie komentował. A szkoda...
„Piłkarz usłyszał ustne
ostrzeżenie od sędziego” – powiedział sprawozdawca. Po co w ogóle dodał, że
„ustne”? Czy można usłyszeć inne? Postanowiłem poszukać okoliczności
łagodzących. Może dziennikarz oczekiwał, że arbitrowi nie będzie chciało się
gadać z kimś, kto nie szanuje przepisów, i da mu ostrzeżenie na piśmie? Albo popędzi
z duchem czasów i nadąży za postępem technologicznym. Dlaczego sędzia nie
mógłby przesłać piłkarzowi ostrzeżenia drogą elektroniczną? Każdy kibic na
trybunach i przed telewizorem mógłby zapoznać się wtedy z uzasadnieniem
decyzji, co być może zapobiegłoby gwizdom i obelgom. Akurat obelgi powinny
pozostać wyłącznie ustne, bo w przypadku pisemnych trudniej się tłumaczyć, że
padły w afekcie.
O „niepotrzebnej stracie piłki”
już kiedyś wspominałem. Wtedy jeszcze na wyrost napisałem, że „nie ja tracę,
nie mój problem, więc już nie zastanawiam się, czy strata piłki, a nawet gola,
może być potrzebna”. No i jeden z komentatorów lub ekspertów – przepraszam,
dokładnie już nie pamiętam – sprawił, że jednak się zastanowiłem.
Takie kwiatki rosną nie tylko na
piłkarskiej łączce. Sprawozdawcom tenisowym też zdarza się mówić o
„niepotrzebnych błędach”. Poczekamy, zobaczymy – może kiedyś usłyszymy, że ktoś
niepotrzebnie odpadł z turnieju?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz