czwartek, 12 listopada 2015

Zółta kartka wysłana esemesem

Wytykam komentatorom błędy fleksyjne, składniowe, słownikowe, frazeologiczne, stylistyczne i logiczne. O merytorycznych i ortograficznych nie wspominam, bo pierwsze telewidzowie wychwytują szybciej i sprawniej ode mnie, a drugich nie słychać. Dziś o wypowiedziach zgodnych z normami języka polskiego, ale na bakier ze zdrowym rozsądkiem.

„Czy dwie czerwone kartki dla rywali wam pomogły?” – zapytał reporter zawodnika drużyny, która kończyła mecz w przewadze liczebnej. Piłkarz poważnie się zastanowił i odparł, że tak. Szkoda, że tę okazję zmarnował tak samo jak – nie przymierzając – „stuprocentową szansę zdobycia gola”. Gdyby bowiem odpowiedział, że nie, albo gdyby choć trochę się zawahał, to postawiłby dziennikarza w niezręcznej sytuacji.
„Jak bardzo wam zależy, żeby zająć pierwsze miejsce w grupie?” – czyżby drugi reporter oczekiwał odpowiedzi, że nie bardzo, że tylko trochę albo nawet wcale? „Czy cieszysz się, że mecz odbędzie się w twoim rodzinnym mieście?” – pytał inny. Pomijam irytujące nie tylko mnie zwracanie się do sportowca po imieniu; zastanawiam się, co zawodnik miał odpowiedzieć. Że nie, że raczej się smuci?
Czy pytania, na które odpowiedzi są aż tak oczywiste, wnoszą cokolwiek do rozmowy? Gdyby zamiast nich stacja wyemitowała reklamę, na pewno by zarobiła, a telewidzowie by nie stracili.
Kolejny komentator był uprzejmy zauważyć, że „gościom pomógł gol strzelony na 1:0”. Ja ani nie oglądam tylu meczów, ani nie znam się na piłce nożnej tak dobrze jak on, ale wydaje mi się, że zdobycie gola nie powinno zaszkodzić żadnej drużynie. Znam wprawdzie jeden wyjątek, ale to był mecz, w którym sam grałem, więc nie pokazywała go żadna telewizja i nikt go nie komentował. A szkoda...
„Piłkarz usłyszał ustne ostrzeżenie od sędziego” – powiedział sprawozdawca. Po co w ogóle dodał, że „ustne”? Czy można usłyszeć inne? Postanowiłem poszukać okoliczności łagodzących. Może dziennikarz oczekiwał, że arbitrowi nie będzie chciało się gadać z kimś, kto nie szanuje przepisów, i da mu ostrzeżenie na piśmie? Albo popędzi z duchem czasów i nadąży za postępem technologicznym. Dlaczego sędzia nie mógłby przesłać piłkarzowi ostrzeżenia drogą elektroniczną? Każdy kibic na trybunach i przed telewizorem mógłby zapoznać się wtedy z uzasadnieniem decyzji, co być może zapobiegłoby gwizdom i obelgom. Akurat obelgi powinny pozostać wyłącznie ustne, bo w przypadku pisemnych trudniej się tłumaczyć, że padły w afekcie.
O „niepotrzebnej stracie piłki” już kiedyś wspominałem. Wtedy jeszcze na wyrost napisałem, że „nie ja tracę, nie mój problem, więc już nie zastanawiam się, czy strata piłki, a nawet gola, może być potrzebna”. No i jeden z komentatorów lub ekspertów – przepraszam, dokładnie już nie pamiętam – sprawił, że jednak się zastanowiłem.
Takie kwiatki rosną nie tylko na piłkarskiej łączce. Sprawozdawcom tenisowym też zdarza się mówić o „niepotrzebnych błędach”. Poczekamy, zobaczymy – może kiedyś usłyszymy, że ktoś niepotrzebnie odpadł z turnieju?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz