czwartek, 28 lipca 2016

Piłka mi odbiła

Dzisiaj będę monotematyczny. Za tydzień zaczną się – chociaż panie i panowie, z radia i z telewizji, ze stacji publicznych i prywatnych będą nam wmawiali, że startują lub ruszają – igrzyska olimpijskie, więc inne dyscypliny zostawiam sobie na później. Dziś o piłce we wszystkich przypadkach.

Kiedy oglądam mecz, często odnoszę wrażenie, że piłka po prostu przeszkadza piłkarzom w grze, a komentatorom w komentowaniu. „Pozbył się ją” – mówią, gdy zawodnik podał do partnera lub przeciwnika. Dla jego trenera to na pewno duża różnica, lecz z mojego punktu widzenia żadna. Widocznie już nie chciał tej piłki, już jej nie lubi albo zwyczajnie przestała mu się podobać. Bywa i tak.
Panu przy mikrofonie chciałbym jednak zwrócić uwagę, że jeśli już, to pozbył się jej. Nie biernik (kogo? co?), lecz dopełniacz (kogo? czego?), proszę. Identyczny błąd w doborze przypadku sprawozdawcy popełniają opowiadając, że zawodnik „nie przejął tą piłkę”.
Zostawmy gramatykę, bo to zadanie trudniejsze od wszystkich konkurencji „Turbokozaka” (wcale nie twierdzę, że autor i bohaterowie tego programu podsuwają mi te przykłady). Logika wydaje się łatwiejsza, bo nie trzeba się uczyć na pamięć, a wystarczy – stanowczo bez piłki – tylko trochę pogłówkować i zapamiętać wnioski. „Niedobrze opanował piłkę” – zganił sprawozdawca jakiegoś gracza. Skoro opanował, to chyba dobrze, prawda? Aha, jednak mu ją zabrali? No to raczej nie opanował...
Innemu się udało – dostał podanie od partnera, który koniecznie chciał się jej (!) pozbyć, opanował ją dobrze albo nawet jeszcze lepiej, ale strzelić gola nie umiał. Ekspert wytłumaczył, że „z takiej piłki trudno strzelić”. Na podwórku zabraniali strzelać nie tylko z procy, ale nawet z woleja, bo źle kopnięte piłki wybiły kilka sąsiedzkich okien. W szkole uczyli, że „z Aurory wystrzał padł”. Na studiach, kiedy brakowało wiedzy i na egzaminach trzeba było zgadywać, zdarzało się (strzelić) i trafić kulą w płot. Ustalmy więc: nawet Robert Lewandowski nie strzeli ani z takiej, ani z innej piłki.
Jeśli już, to strzeli tą piłką. Jeśli z bliska, to większość komentatorów powie, że z „najbliższej odległości”, na co jak zawsze zareaguję alergicznie. Jeśli z daleka, to być może usłyszymy, że „piłka długo szybowała w powietrzu”. Wtedy zapytam, czy mogłaby szybować po wodzie, po lodzie lub po czymkolwiek, co nie jest powietrzem. Telewizor, jak zwykle, nie odpowie.
Można strzelać (zdaniem niektórych nawet kopać) nogą, można główkować. Moim zdaniem strzał głową jest trudniejszy. Piłkarz ma to wyboru tylko dwie nogi – jedną lepszą, drugą słabszą, niekiedy obie do niczego. A ile głów? Gdyby jakaś uczelnia sportowa zaproponowała mi stypendium, chętnie wziąłbym się za poszukiwanie odpowiedzi. Punktem wyjścia byłoby stwierdzenie pana sprawozdawcy, że „napastnik źle przystawił tą głowę do piłki”. Do błędnego zaimka wskazującego już bym się nie przyczepiał.
Nie każda piłka dolatuje do bramki. Niektóre natrafiają na przeszkody, co komentatorzy podsumowują stwierdzeniem, że „odbiła się rykoszetem”. Według Słownika Języka Polskiego rykoszet to „odbicie się pocisku, powodujące zmianę kierunku dalszego jego ruchu”, zatem według niektórych dziennikarzy piłka odbija się odbiciem. Mnie też zaczyna wtedy odbijać…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz