czwartek, 23 czerwca 2016

Mistrzostwa w miejscowniku

Mam wrażenie, że im lepiej dla polskiej piłki, tym gorzej dla języka polskiego. Zależność jest oczywista – już nie tylko na medycynie i polityce zna się każdy Polak i każda Polka. Na sporcie również, co w mediach widać i zwłaszcza słychać.

Telewizji przy śniadaniu nie oglądam, natomiast chętnie słucham radia. Którąkolwiek stację by włączyć, wszędzie o Euro. Zaprzyjaźnioną działaczkę na rzecz równych praw kobiet i mężczyzn uspokajam, że panie redaktorki drażnią mnie tak samo jak panowie redaktorzy. Na co dzień zajmują się wszystkim, tylko nie sportem, ale ponieważ przyszło Euro, a Polacy kopią aż miło, prawie wszystkie i prawie wszyscy mają potrzebę zahaczenia i o ten temat. I mówią wtedy o „mistrzostwach w piłkę”.
Pomijam już taki detal, że wypadałoby sprecyzować, czego tego mistrzostwa i o jaką piłkę chodzi. Mistrzostwa mogą być podwórka, miasta, Polski, Europy, świata, kiedyś być może także kosmosu; natomiast piłkę mamy i ręczną, i wodną, a PZPS (do nazw związków jeszcze wrócę) to przecież Polski Związek Piłki Siatkowej.
Dobrze, niech wam będzie – jest czerwiec, więc grają nożni; jest rok przestępny, więc są to mistrzostwa Europy. Ale nie „w piłkę!”. W piłkę można grać, a w bierniku (kogo?, co?) wręcz trzeba. Mistrzostwa mogą być czegokolwiek, byle w miejscowniku (o kim?, o czym?, w kim?, w czym?). Spróbujcie powiedzieć na antenie o mistrzostwach czy jakichkolwiek zawodach w hokej, gimnastykę, jazdę figurową czy tenis.
O właśnie – tenis. W zeszłym tygodniu byłem na walnym zgromadzeniu Polskiego Związku Tenisowego. Przyznaję, że relacje z takich wydarzeń same się piszą. Cała sztuka to utrzymać emocje na wodzy. Od ludzi wchodzących na trybunę i przemawiających publicznie nie można wymagać, aby mówili bezbłędnie. Dobrze, jeśli potrafią; jeśli nie – sami powinniśmy uderzyć się w piersi, bo do szkoły chodzili dawno lub bardzo dawno, natomiast codziennie oglądają telewizję, słuchają radia, czytają (mam nadzieję...) prasę. Jeśli więc nasi słuchacze i czytelnicy popełniają błędy, to my, dziennikarze, też nie jesteśmy bez winy.
Trudno jednak zachować spokój, kiedy delegat na zjazd PZT mówi o „tenisie ziemnym”. Mam wtedy ochotę do niego podejść i spytać, czy nie pomylił adresu. W nazwie związku wprawdzie jest Z, ale tylko jedno. Nazwy organizacji międzynarodowych – Tennis Europe i International Tennis Federation – również nie wspominają o żadnej ziemi. Owszem, PZT nie zawsze był Polskim Związkiem Tenisowym, bo powstał jako PZLT. Już to kiedyś wyjaśniałem, więc nie będę się powtarzał.
Przynajmniej w najbliższych dwóch tygodniach odpocznę od mistrzostw „w piłkę nożną” i turnieju „w tenisa ziemnego”. W Londynie będę miał football w telewizji, tennis na żywo i okazję, aby polish swoj English
PS. Żeby nie narazić się na zarzut jednej z najwierniejszych czytelniczek, że zapominam o badmintonie, uprzejmie informuję, iż nie zapominam. Niedawno, jadąc samochodem, niemal spowodowałem kolizję, kiedy usłyszałem w radiu o „babingtonie”. I kto byłby wtedy winien? Przecież nie ja!

2 komentarze:

  1. Babington to też angielska nazwa. Historia mogła potoczyć się inaczej i mielibyśmy taką dyscyplinę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historia alternatywna jest fascynująca, ale mamy taką, a nie inną dyscyplinę. Od dziennikarzy należy wymagać poprawności. Pozdrawiam

      Usuń