piątek, 26 lutego 2016

O bramce, która padła na siedząco

„W Polsce już tak jest, że jak się pomylisz, to wszyscy to zauważą. A jak błyśniesz, to nikt cię nie pochwali. Bo łatwo siedzieć z kawką przed telewizorem” – usłyszałem siedząc przed telewizorem z kawą. Nie z kawką, bo nie lubię zdrobnień, a kawę wolę dużą niż małą. Mimo że z wrażenia się zakrztusiłem, to jednak postanowiłem pochwalić.

To prawda, że jak się komentator pomyli, to ja to sobie zapisuję, a potem opisuję na blogu. Właśnie po to mam ten blog. Przyznaję również, że ten dziennikarz, który wyżalił się koledze ekspertowi podczas transmisji, jest jednym z moich największych sojuszników. Mało kto tak dba o to, żeby nie zabrakło mi tematów.
Opanowałem krztuszenie, wytarłem pilota zachlapanego kawą i jeszcze bardziej wytężyłem słuch. Z notesem w lewej i długopisem w prawej dłoni czekałem, aż komentator wreszcie błyśnie, żebym mógł go pochwalić przed całą Polską. Niech chociaż raz będzie inaczej!
Jednak nie będzie, nie w tym przypadku. Podczas tego meczu, a potem jeszcze kilka razy podczas jednego weekendu – kolejność chronologiczna – dowiedziałem się od tego komentatora, że „zawodnik dobrze opanował piłkę”. Ciekawe odkrycie, bo czy można opanować ją źle, jak na przykład język polski?
„Drużyna ma coraz mniej czasu”. Nowy Einstein? Nowa teoria względności? Czy kiedykolwiek jakakolwiek drużyna miała tego czasu coraz więcej?
Sytuacja w tabeli jest skomplikowana, bo „inne drużyny jeszcze grają swoje mecze”. Wiele razy o tym pisałem, że chciałbym wreszcie zobaczyć, jak grają mecze cudze, lecz wciąż nie mogę się doczekać.
„Pierwsza porażka X pod trenerem Y” – uff, całe szczęście, że powiedział tak o drużynie, nie o zawodniczce, bo to mogłoby się skończyć przeniesieniem meczów komentowanych przez niego na porę zarezerwowaną dla programów dozwolonych od lat 18.
„Drużyna X pokonuje Śląska Wrocław”. Czasownik „pokonać”, proszę szanownego kolegi, gra w jednej drużynie z biernikiem (kogo?, co?), zaś dopełniacz (kogo?, czego?) występuje w zespole przeciwnym, a zatem pokonać można Śląsk (Górny lub Dolny), nie Śląska (ani Górnego, ani Dolnego).
„Piłkarz, który mocno zniknął”. Tego cytatu nie skomentuję. Żeby komentować, trzeba najpierw zrozumieć, a ja nie mam pojęcia, co autor miał na myśli.
Do momentu, kiedy komentator ogłosił, że „na siedząco by padła bramka”, jeszcze miałem wątpliwości ocierające się o wyrzuty sumienia – pisać, nie pisać... Naraził jednak moje zdrowie, a może nawet i życie, bo jak siedziałem, tak padłem na siedząco. Podniosłem się z podłogi zawadziwszy głową o stolik, rozlałem resztki niedopitej kawy (na szczęście już całkiem zimnej) i spojrzałem na ekran. Bramka - dumna i wyprostowana - wciąż stała.
Nie twierdzę, że to jest najgorszy komentator, jakiego słucham kilka razy w tygodniu, bo nie jest. Ponieważ jednak zgłosił się do tego odcinka „Polisza” na ochotnika, to wykorzystam – choć już w skrócie – resztę notatek zrobionych przez jeden (podkreślam!) weekend. Ten sprawozdawca wcale nie błyszczy na tle tych, którzy również mówią o „awansowaniu dalej” albo „te spotkanie”. Jest natomiast bardziej konsekwentny od innych. Przez cały mecz potrafi nie powiedzieć „strzelec” czy „zdobywca” gola. U niego wszystkie gole mają „autorów”.
I on, i inni chwalą piłkarzy, którzy rozgrywają akcje „na dużym spokoju”, i ganią, jeśli robią to „na niepotrzebnym ryzyku”. Mnie nie pozostaje nic innego, jak spokojnie zaparzyć kolejną kawę. To prawda, że łatwo rozsiąść się przed telewizorem, ale potem słuchać tego wszystkiego już jakby trochę trudniej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz