czwartek, 18 lutego 2016

Faul według Radia Erewan

Zaczął się mecz. Jeszcze się dobrze nie rozsiadłem przed telewizorem, gdy pan komentator zaczął mówić o „okresie czasu”. Może się tylko przejęzyczył? – adwokat obudził się we mnie wcześniej niż prokurator. Zanim jednak jedna z drużyn oddała drugi strzał, sprawozdawca drugi raz strzelił do telewidzów „okresem czasu”, więc mój wewnętrzny oskarżyciel dorwał się do głosu.

Ten komentator ma ostatnio pełne usta pracy, bo sezon piłkarski już prawie w pełni. W sobotę jeden mecz, w niedzielę nawet dwa, a i w tygodniu często wpada mu coś do grafiku. Facet po prostu ma pecha, że akurat lubię oglądać tę ligę, o której on opowiada. Muszę przyznać, że robi to z pasją, lecz wolałbym mniej emocji, za to więcej staranności.
Tak czy owak, ów mistrz mikrofonu wykorzystuje ostatnio każdą okazję, aby awansować w moim rankingu „ulubionych” komentatorów. Od razu przesunąłem go o dwie pozycje – przez chwilę wahałem się nawet, czy nie o trzy – gdy pierwszy raz w trakcie tego meczu pomylił faul z rzutem wolnym. Nie on jeden traktuje te pojęcia jak synonimy, jednak on robi to w sposób wybitnie rażący.
„To powinno zakończyć się faulem” – orzekł. Gdybym nie znał możliwości jezykowych tego komentatora i nie oglądał meczu, to uznałbym, że redaktor podżega do popełnienia przestępstwa. Wprawdzie tylko sportowego, ale jednak. Związku piłkarskiego nie niepokoilem, prokuratury tym bardziej, bo jak miałbym uzasadnić takie doniesienie?
Mylenie faulu z rzutem wolnym sprawia, że – zdaniem wielu komentatorów – piłkarze nader często „domagają się od sędziego faulu”. I co ten biedny sędzia ma zrobić? Być może nawet miałby ochotę podbiec do jakiegoś gracza i, w rewanżu za jakieś ciężkie słowo, które kiedyś od niego usłyszał, przejechać mu korkami po achillesach. Z jednej strony sędziemu nie wypada, z drugiej za dużo kamer... Jeszcze trudniej spełnić takie żądania zawodnika rezerwowego albo trenera. Za faul bez piłki arbiter sam sobie musiałby pokazać czerwoną kartkę.
„Goście już wykonali ten faul” – przekaz znów nie pokrywał się z wydarzeniami na boisku. Zupełnie jak w Radiu Erewan: nie goście, lecz gospodarze, i nie wykonali, lecz popełnili. Goście, panie redaktorze, wykonali rzut wolny. Wiem, bo oglądałem.
Równie irytujące bywa – często w wykonaniu tych samych speców od „faulu” – nadużywanie zaimków dzierżawczych, a zwłaszcza „swojego”, odmienianego przez liczby, rodzaje i przypadki. Dość dawno prosiłem, żeby wreszcie ktoś raczył Wygrać Wimbledon w mojej karierze. I nic – wciąż nie mam „żadnego tytułu na swoim koncie”.
Mam za to nowe przykłady znęcania się nad zaimkami. „To zależy od tego, jak Pogoń zagra w swoim meczu” – błysnął ekspert. Gdyby po zakończeniu okresu transferowego piłkarzom Pogoni coś się pomyliło, mogliby przecież zagrać w nieswoim meczu. „Piłkarz X dostał swoją szansę”, a pozostali rezerwowi odetchnęli z ulgą, bo chociaż na boisko nie weszli, to ich szans nikt za nich nie zmarnował. „Być może już dzisiaj zagra w swojej drużynie” – to o nowym zawodniku w klubie. A jednak nie zagrał ani w swojej, ani tym bardziej w cudzej.
„Rafael Nadal przeżywa swój kryzys” – komentator piłkarski poczuł się tak kompetentny, że i o tenisie chciał pogadać. Może on też na swój sposób przeżywa kryzys Hiszpana?
I jeszcze słowo o zaimku wskazującym. „W tym bieżącym sezonie” – zaczął wywód komentator. Już chciałem opatrzyć ten cytat ironicznym komentarzem, lecz w porę się zorientowałem, że właściwsza będzie raczej odrobina wdzięczności. Niektórzy z nas – zauważam od czasu do czasu (od jednego do drugiego okresu czasu) – żyją w podwójnej rzeczywistości, więc nie można wykluczyć, że bieżące sezony mogą być co najmniej dwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz