Muszę to robić sam. Kiedy bowiem oglądam
transmisję zawodów sportowych w gronie rodzinnym lub w towarzystwie znajomych,
wszyscy patrzą na mnie jak na zboczeńca. Na szczęście chodzi tylko o zboczenie
zawodowe – głośno poprawiam, a czasem wręcz wyśmiewam błędy językowe. I dobrze
się przy tym bawię, czego nie mogę powiedzieć o sąsiadach z kanapy.
Kiedy siedzę przed telewizorem sam, zawsze mam
w pobliżu włączony komputer, w którym notuję co ciekawsze „wynalazki”. Notuję,
odkładam na później i czekam, aż uzbiera się dość przykładów, aby połączyć je
tematycznie.
Tym razem, przyznaję, facet naprawdę mi
zaimponował. Zaimponował tak bardzo, że ten cytat zapisałem na początku listy
oczekujących na publikację. Usłyszałem bowiem, że (nie podaję nazwiska Iksa, bo po
nazwisku zawodnika trafilibyście do klubu, po klubie do stacji, która
relacjonowała mecz, a wtedy nazwisko komentatora przestałoby być zagadką)
piłkarz X „dawno nie był widziany pod grą”. Ręce mi opadły, a pilot wypadł. Nie
wiem, kto wymyślił taką konstrukcję. Zapewne jakiś ambitny trener, którego wysłuchał
jakiś chłonący wszelką wiedzę dziennikarz i tak słowo trafiło spod szatni na
antenę.
Zamiast uczyć się na własnych błędach, uczą
się cudzych. Ich zdaniem już nikt nie gra ryzykownie, tylko „na ryzyku”.
Najlepszych zawodników stać na to, aby zagrać „na dużej fantazji”. Zdarzyło się
nawet „na dużej swobodzie”, ale – przyznaję – nie dziennikarzowi, lecz
ekspertowi (byłemu piłkarzowi).
Przykładów niepoprawnego używania przyimków
jest znacznie więcej, a to przykład sztandarowy: „w boisku”. Nie wiem, co
opętało skądinąd nawet bardzo dobrych komentatorów. Kiedy tylko piłkarzowi
udaje się zatrzymać piłkę przed linią autową, chwalą go, że „utrzymał ją w
boisku” (raz usłyszałem nawet, że „w murawie”).
Brak w tym jakiejkolwiek logiki. Przecież piłkarze wychodzą z szatni na boisko. Nikt jeszcze nie widział, żeby kopali łopatami, więc – razem z piłką – cały czas są na boisku. Nikt, kto poszedł
na dworzec, nie powie też, że jest „w” dworcu; chyba nikomu, kto wszedł na dach, nie wpadnie do głowy, że jest „w” dachu. Chyba, bo jeszcze nie zbadano
klinicznie, co mógłby powiedzieć, gdyby z tego dachu spadł na głowę (dodam
złośliwie, że swoją, bo to też ulubiony zwrot wielu moich kolegów z
mikrofonami).
Od komentatorów i reporterów stadionowych (nie
tylko piłkarskich) dowiadujemy się również, że jakiś zawodnik dobrze
prezentował się „w” treningu albo właśnie widać go „w” rozgrzewce.
Żebyśmy jednak nie popadli w monotonię, a może
w ramach rekompensaty za nadużywanie przyimka „w”, mamy też mecze rozgrywane
„na” hali. Owce i barany nie grają, bo w Polsce – jak wiadomo – nie wolno
deptać trawników nawet pod pretekstem uprawiania sportu, a łąka w górach to też
trawnik (chciałoby się powiedzieć, że nawet murawa).
Ten X, który „dawno nie był widziany pod grą”,
wciąż nie daje mi spokoju. Nie wiem, jak inni telewidzowie, ale wolałbym, aby
przez 90 minut (plus to, co doliczy sędzia) każdy sprawozdawca był „słyszany pod
myśleniem”.
Piłka "w boisku" brzmi idiotycznie. A piłka "w korcie" ? Wśród komentatorów tenisowych oraz wśród samych tenisistów jest to powszechnie używane sformułowanie i mimo pozornej nielogiczności jest dla wszystkich zrozumiałe.
OdpowiedzUsuńMecz "na hali" - to tak samo jak towar "na magazynie" czy np: uchwała podjęta "na zarządzie" - tak mówią nie tylko magazynierzy ale również politycy oraz "gwiazdy" polskiego dziennikarstwa.
Oczywiście masz rację, że piłka "w korcie" nie razi aż tak bardzo jak piłka "w boisku", ale ja wolałbym to obejść i powiedzieć, że po prostu piłka była dobra.
UsuńMasz również rację w sprawie magazyniera i jego pochodnych. Może powinienem zmienić podtytuł - blog o polszczyźnie (nie tylko) dziennikarzy (nie tylko) sportowych? ;-)
Po prostu komentatorzy odróżniają boisko czy kort jako plac od boiska czy kortu jako obszaru gry ograniczonego liniami.
OdpowiedzUsuńTo wytłumaczenie brzmi całkiem logicznie, jednak zwrot "w boisku" przeraźliwie zgrzyta. I trudno nie brać pod uwagę, że kiedyś tak nie mówili. Czyli - neologizm, a każdy neologizm konserwatyści utożsamiają z błędem. Mnie bliżej do konserwatystów niż awangardzistów.
UsuńPozdrawiam