czwartek, 5 marca 2015

Matematycy w obronie, literaci w ataku

Dwa tygodnie temu było bardzo romantycznie. Przerobiliśmy – przyznaję, że bardzo powierzchownie – twórczość Adama Mickiewicza. Okazało się, że ze znajomością „Pieśni Filaretów” i „Ody do młodości” wśród sportowców i komentatorów wcale nie jest źle, lecz ze zrozumieniem nieco gorzej. Dziś nie tylko o języku polskim, bo i matematykom też się coś od życia należy.

Strach wspominać o jedynce trygonometrycznej, skoro zaledwie rok po maturze większości z nas nawet równania z dwiema niewiadomymi wydawały się wstępem do wyższej matematyki. Już jedna niewiadoma bywa o jedną za dużo, natomiast dla piłkarzy – tak uważa wielu komentatorów – to bułka z masłem.
Wystarczy włączyć telewizor na pierwszy lepszy (co wcale nie znaczy, że dobry) mecz, aby przekonać się, że napastnik albo pomocnik „rozwiązał akcję”. Jako telewidzowi brakuje mi tylko oceny, czy rozwiązał ją na piątkę, czy tylko na dwóję. Jedynkę, jak można się domyślić (broń Boże domyśleć), komentator stawia, kiedy mówi, że piłkarz rozwiązał akcję źle. Za zdobycie gola należy się oczywiście szóstka.
Nieco mniejsze zdolności matematycze są wymagane od obrońców i bramkarzy. Oni nie muszą niczego rozwiązywać; wystarczy tylko, że w ogóle potrafią liczyć. Mają po prostu „obliczyć lot piłki”. Nigdy nie widziałem, aby któryś zdążył wyciągnąć kalkulator albo ściągawkę, więc robią to chyba w pamięci. Dziś takich umiejętności nie wymaga się nawet w szkole. Korzystam z okazji i składam wyrazy najwyższego uznania.
Zejdźmy jednak z tego nieprzyjaznego nam, humanistom (poprawne jest również: dla nas, humanistów) grząskiego gruntu. Matematyka zaliczona, wracajmy do języka polskiego. Komentatorzy nie mają wątpliwości, że piłkarze są jedyną grupą zawodową wolną od analfabetyzmu. Ja najskuteczniejszym strzelcom wróżę nawet karierę co najmniej dziennikarską. Skoro napastnik „wpisuje się na listę strzelców” średnio raz w tygodniu, to pisać na pewno potrafi. Szkoda tylko, że jako „autor gola” przechodzi do historii piłki nożnej, nie zaś literatury.
Nieźle piszą, ale czy czytają? Jeszcze jak! „Przeczytać zamiary przeciwnika” to zadanie dla każdego piłkarza wchodzącego na boisko. Są jednak i tacy – naprawdę to słyszałem! – którzy potrafią „rozczytać podanie”. Nie wiem, co to konkretnie oznacza, ale mogę przypuszczać, że to już wyższa szkoła jazdy.
Nie wszyscy dziennikarze mają tak dobrą opinię o niepiłkarskich umiejętnościach piłkarzy. Są też tacy, którzy wprost oskarżają ich jeśli nie o bezmyślność w ogóle, to przynajmniej o bezmyślne wykonywanie pracy. Ton często powtarzanego komentarza, że ktoś „oddał strzał bez namysłu”, być może sugeruje komplement, ale czy jest nim w istocie?
Na listę strzelców ostatni raz – całkiem rekreacyjnie i trochę bez namysłu – wpisałem się prawie dwadzieścia lat temu. Inna kategoria wiekowa, inna kategoria wagowa... Stanowczo wolałbym, żeby piłkarze zdobywali gole, strzelali bramki, pokonywali bramkarzy, a nawet – byle nie za często – „kierowali piłkę do siatki”. Bo jak biorą się za pisanie, to podświadomie zaczynam się bać. Konkurencji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz