Mówić trzeba nie tylko poprawnie, ale również – a może nawet
przede wszystkim – precyzyjnie. Otóż zatelefonował do mnie kolega z radia.
Dzwonił śmiało, bo akurat o nim piszę tu raczej mało, wręcz wcale. Pogadaliśmy,
w końcu umówiliśmy się na spotkanie u niego w studiu w składzie trzyosobowym,
ale przed „No to cześć” i „Do zobaczenia” zostały jakieś niedomówienia.
W efekcie siedziałem w domu, czynem czciłem dzień świętego
Patryka, a oni czekali na mnie w rozgłośni. Dobrze, że są telefony. Dzięki temu
urządzeniu ja mogłem przyłączyć się do rozmowy Cezarego Gurjewa z Krzysztofem
Rawą o sporcie (tenisie w szczególności) i języku polskim, zaś oni nie mogli
widzieć, jak zaniemówiłem. Oczywiście z wrażenia. Okazało się bowiem, że
czytają mój blog i chwalą.
Chwalą za to, za co inni ganią. Jedni chcieliby nazwisk, które
rozgrzałyby publiczność i ożywiły atmosferę działu komentarzy, na tym blogu –
przyznaję – przypominającego czytelnię naukową. Ktoś by coś skomentował, ktoś
by odpisał, ktoś – nawet nie mając nic sensownego do powiedzenia, ale żeby nie
wyjść z wprawy – skoczyłby tamtym do oczu i wkrótce swoją polszczyznę zaczęliby
szlifować nawet ci, którzy nie odróżniają części mowy od części zdania.
Cezary i Krzysztof – nie będę im tu „panował”, ponieważ znamy się
długo i raczej szczęśliwie – zrobili z tego zarzutu zaletę. Powiedzieli, że
krytykuję negatywne zjawiska w polszczyźnie telewizyjnej, lecz nie tych, którzy
na antenie wyróżniają się w popularyzowaniu w naszym języku tego, co
niepoprawne, nieładne i obce.
Naszą rozmowę nadała stacja internetowa i raczej niszowa. Kto w
radiu komercyjnym głównego nurtu pozwoliłby przez 45 minut spokojnie gadać
trzem facetom, którzy nie mieli zamiaru się kłócić, i jeszcze nie przerwał tego
chociaż jedną reklamą? Zwróciłem na to uwagę w trakcie dyskusji. Myślałem, że
chociaż na ten temat będą mieli inne zdanie, ale nie...
Po odłożeniu słuchawki zacząłem się zastanawiać, czy ktoś w ogóle
nas słuchał. Zapewne mało kto, może nawet nikt, ale mamy dobrą wymówkę – w
czasie naszego wykładu teoretycznego telewizja zaserwowała zajęcia praktyczne:
transmisję z piłkarskiej Ligi Mistrzów.
Nie będę od nowa wyliczał zarzutów, które od trzech miesięcy
stawiam komentatorom. Wspomnę tylko, co powiedział Krzysztof o niedawno zmarłym
Bohdanie Tomaszewskim: że Pan Bohdan jak nikt inny potrafił grać ciszą.
Właśnie tej ciszy w dzisiejszej telewizji najbardziej mi brakuje.
Od mówienia przez 90 minut z jedną przerwą na kwadrans reklam komentarz nie
będzie lepszy. A mecz tym bardziej.
PS. Wiem, że jeszcze nie czwartek, ale jutro wyjeżdżam tam, gdzie
nie ma internetu i telewizji. Tak, możecie mi zazdrościć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz