– Szkoda, że państwo tego nie widzą! – ubolewali komentatorzy
radiowi, kiedy na stadionie lub w hali sportowej działo się coś bardzo
ciekawego. Być może nadal tak ubolewają, ale kto jeszcze słucha dziś radia poza
samochodem? Może sami radiowcy... Teraz wszyscy kibice siedzą przed
telewizorami, niektórzy nawet przed telewizorami podłączonymi do dekoderów, i
oglądają.
Oglądają i słuchają tego, co mówi redaktor... Nie, nie
będzie żadnych nazwisk, choć kilku kolegów nalegało, bo co to za blog, jeśli
nie będzie w nim „z grubej rury”. Nie o nazwiska jednak mi chodzi, choć moi
znajomi doskonale wiedzą, na dźwięk czyjego głosu wyłączam fonię i szukam
komentarza w radiu, a w skrajnych przypadkach w ogóle rezygnuję ze śledzenia
meczu. W tym blogu będę pisał tylko o błędach, jakie najczęściej popełniają
komentatorzy telewizyjni, zresztą nie tylko sportowi, a nie o nich samych.
Tak, wiem, to praca trudniejsza niż pisanie do gazety.
Dziennikarzowi prasowemu, choćby nawet dyslektykowi, z pomocą śpieszą edytory
tekstu, które podkreślają wężykiem najbardziej oczywiste byki. Komputer pozwala
unikać błędów ortograficznych nawet autorom niemającym pojęcia o ortografii.
Pomijam fakt, że do pracy przy mikrofonie nie biorą
przypadkowych ofiar z łapanki i że za tę robotę całkiem dobrze płacą. Nie
zazdroszczę, bo raz w życiu dałem się namówić na sprawozdanie na żywo i wiem,
że nie jest to łatwy kawałek chleba.
Jestem wyczulony – mój bratanek uważa, że wręcz przeczulony
i często po prostu złośliwie i niepotrzebnie się czepiający – na poprawność
językową. Może to objaw zboczenia zawodowego, ale od dziś co tydzień – w każdy
piątek, kiedy zaczyna się kolejka ligowa – będę wytykał kolegom najbardziej
rażące i najczęściej powtarzane błędy. Młodzież ich słucha i odchodzi sprzed
telewizora z przekonaniem, że tak właśnie należy mówić.
Mam świadomość, że im więcej „lajków”, tym mniej kolegów. Żeby
trochę wyrównać szanse w wytykaniu sobie nawzajem błędów, wszystkich zachęcam do lektury
miesięcznika „Tenisklub”, w którym coś-tam robię, a nieomylny niestety nie
jestem. Czytajcie, szukajcie i komentujcie.
Start honorowy tego blogu mamy już za sobą, za tydzień
start ostry. Jeśli się wam spodoba, dodajcie do ulubionych; jeśli nie, prześlijcie
link najlepszym znajomym. No i nie zapominajcie o komentatorach!
Zapowiada się świetnie! A na marginesie dopisuję dwie notki.
OdpowiedzUsuńPodczas letnich Igrzysk Olimpijskich w Pekinie usłyszałem w relacji na żywo: "Szczał lobem... i bramka!". Coś akurat robiłem, ale zerknąłem na ekran, by ujrzeć sikającego olimpijczyka. Ale to był mecz piłki wodnej. I w dodatku kobiecej.
Ale nic to. Chyba już wszyscy przyzwyczaili się do dysleksji, ostatnio nawet aktorów.
Druga uwaga jest mniej zabawna, ale poniekąd "nie na temat" - nie dotyczy komentatorów sportowych - tylko tłumaczeń np. programów popularno-naukowych. I tak dowiedziałem się, że "amerykańska satelita meteorologiczna została wystrzelona...", a teleskop Hubble'a kosztował nie miliard, a bilion dolarów, bo po angielsku napisano "billiard".
Przez chwilę pomyślałem, że ten od "szczału" to ta sama osoba co od "miszcza". Ale nie - pracują w różnych stacjach. Znaczy to, że jest ich już dwóch i mamy do czynienia z początkiem epidemii.
UsuńPozdrawiam
Dobrze, że Pan Bloger poddał tę " najbliższą odległość|" logicznej egzegezie i na dodatek, co mu sie chwali, odświeżyl nasze slownictwo użyteczne o pleonazmy. ( W słownikach wyrazow obcych roi sie od zapożyczeń z greckiego. I pomysleć ,że Grecy, naród wybitnie handlowy dali to światu za darmo. Już z tego powodu chociażby w dzisiejszych, trudnych czasach należy im sie te dwieście czy trzysta milionów euro tzw. pożyczki). Ale gwoli sprawiedliwosci trzeba zaznaczyc, że tej " najbliższej ", a blizej nieokreslonej odległosci tudzież terminów pochodnych nadużywamy wszyscy. Bo komuz nie zdarzylo sie powiedziec, że w "najbliżsym czasie" nie wybiera sie na urlop, albo że ładnych dziewczyn nie brakuje w "najbliższym sasiedztwie". . Jesli ktos mowi, że w :najbliższej okolicy" nie ma sklepu monopolowego na mysli ma 800 metrów, czy 8 km? Dokladnie nie wiadomo, ale wiadomo o co chodzi - że trzeba przyjść z połlitrowką. Krotko mówiąc, nadużywaniem nieprecyzyjnych okreslen grzeszą nie tylko komentatorzy sportowi, choc ci akurat należą do grzesznikow najzatwardzialszych. i maja cięższe grzechy na sumieniu. Np. ośmieszające ich pleonazmy.
OdpowiedzUsuńJeden z komentujących blog wytyka dziennikarzom mylenie miliardów z bilionami, co rzeczywiście zdarza sie czesto, a czego powodem - - jak pisze ów jezykoznawca - ma być mylne tłumaczenie angielskiego "billiard'. Czyli slyszal, że dzwonia ale nie wie, w jakim kosciele. Bo te rzekome biliony, a w istocie miliardy, biora sie z mylnego tlumaczenia ang. billion, a cytowane slowo "billiard' w jez. angielskim , po dodaniu s , oznacza jedną z odmian gry w bilard. Ale temu komentatorowi wybaczam łacniej niż sportowcom z TV, jako że podpisal sie Madziar.Czyli biegly w węgierskim. Angielskiego niechaj sie poduczy.