Lekka atletyka – równie poprawnie można
powiedzieć „lekkoatletyka”, ale ja wolę nazwę tradycyjną, zamkniętą w już
niemal stuletnim skrócie PZLA – jest wyjątkowo trudną dyscypliną dla
komentatorów. Trwające właśnie mistrzostwa świata podpowiadają, że niektórzy
dziennikarze – mówiący i piszący – nie trafili z formą.
Wielu moich kolegów – nie tylko sportowych
zresztą – powiedziałoby nawet, że lekka atletyka jest dyscypliną ciężką. Nie
wiem, skąd im się to bierze, bo przymiotnik „ciężki” nie jest przecież
synonimem „trudnego” tak samo, jak „lekki” ma niewiele wspólnego z „łatwym”.
O kobietach po przejściach słyszałem, o kłodach
rzucanych przez nie (kobiety) nam (mężczyznom) pod nogi też coś wiem, ale o
takiej konkurencji lekkoatletycznej jak „3000 metrów pań z przeszkodami” nie
miałem pojęcia, chociaż po bieżniach zacząłem się włóczyć ponad 40 lat temu. Nie
wiem też, co „żucie” ma wspólnego z rzutem młotem, ale portal jednej ze stacji
telewizyjnych upierał się, że Anita Włodarczyk zdobyła złoty medal właśnie w
„żucie młotem”.
Trudno usprawiedliwiać, można natomiast
zrozumieć, że pośpiech, że presja czasu, że informację o wielkim polskim
sukcesie trzeba jak najszybciej wrzucić na „pasek”. Nie wiem natomiast, jak
wytłumaczyć relację z Londynu zamieszczoną przez jeden z największych polskich
portali informacyjnych. Wszystkie cytaty pochodzą z tego samego tekstu, jeśli
więc chcecie poznać tak zdolnego autora, to chyba bez większego trudu sobie go
wygooglujecie. W tym przypadku pośpiech naprawdę nie był wskazany.
O reprezentantce Polski w trójskoku był
uprzejmy napisać, „że do walki natchnęły jej medale koleżanek w rzucie młotem”.
Skakała więc sobie jak natchniona i „aż pięć z niej sześciu skoków przekroczyło
granicę 14 metrów”. Może przekroczyłby i szósty, ale akurat zagrali hymn, a
każdy przecież wie, że „ze łzami w oczach się skacze trochę ciężej”, chociaż
nie każdy wie, ile takie łzy mogą ważyć. Szloch pewnie tyle, co kot napłakał,
spazmy na pewno dużo więcej, ale też chyba niewiele, bo „byłam bardzo lekka w finale,
co mnie bardzo zadziwiło” – stwierdziła zawodniczka. I (jeśli wierzyć autorowi,
a ja nie wierzę, aby tak powiedziała; to raczej on to tak napisał) „sama była
zaskoczona, że swojej dobrej formy”.
Już wspominałem o tym na Twitterze, ale
powtórzę i tutaj, ponieważ czytelnicy bloga nie mogą czuć się poszkodowani ;-)
. Poza błędami językowymi niektórzy komentatorzy lekkiej atletyki popełniają
również błąd merytoryczny. O kulomiotkach i kulomiotach mówią, że „rzucają”.
Gdyby faktycznie rzucali kulą (przyznaję, że nie wiem, co by było w przypadku,
gdyby „żucali”), to sędziom zdrętwiałyby ręce od trzymania w górze czerwonej
chorągiewki. Nie musieliby nawet jej podnosić, bo w przypadku rzucania kulą w
warunkach recydywy w ogóle nie opłacałoby się jej opuszczać.
Przepraszam, muszę kończyć, bo już niedługo
kolejna transmisja. Na szczęście dziś bez kulomiotania, ale z innymi
konkurencjami ciężkiej atletyki…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz