Skoro o tym piszę – i to już drugi raz – to
znaczy, że oglądam. Nie z obowiązku przecież, a dla przyjemności. Oglądam i od
czasu do czasu nawet korzystam z przepisów Karola Okrasy. Ostatnio obejrzałem
jednak odcinek, po którym straciłem apetyt. Zdrobnień tyle, że aż mnie
zemdliło.
Nie było łatwo, ale wytrzymałem przed
telewizorem aż do napisów. Czas urozmaicałem sobie robieniem notatek. Z trudem
nadążałem zapisywać i być może dlatego nie od razu zorientowałem się, o czym
właściwie był ten program. O soczewiaku czy soczewiaczku? Placku czy placuszku
(na pewno nie placu)? Dopiero na końcu okazało się, że to jednak racuszek.
Siekanie wszystkiego, co nawinęło się pod nóż,
zaczęło się – jak to w programie kulinarnym – już w pierwszej scenie. Na
siekanie (zdrabnianie) wyrazów trzeba było poczekać. Niezbyt długo, bo
jedynie do piątej minuty. Jak tylko usłyszeliśmy o słonince, to za chwilę skwierczały
już skwareczki. Nieco później na patelnię wkroczył smalczyk, który – żeby nieco
uogólnić – z czasem stał się tłuszczykiem. Pojawiło się również masełko, ale
dopiero wtedy, gdy przyszła pora na sosy.
Tak, wiem, nie musicie mi przypominać: czepiam
się. Czy nie uważacie jednak, że – zamiast skwareczek – wystarczyłyby skwarki (skwary
nie brzmią zbyt apetycznie)? Po co cebulka i ziemniaczki? Znów niepotrzebne
zdrobnienia, bo to zwykła cebula była, o pyrach nie wspominając… Albo miseczka
i rondelek, choć oba naczynia miały całkiem słuszne rozmiary. Z suszonym
pomidorkiem mam mały kłopot (kłopocik?). Przed suszeniem warzywo mogło, chociaż
nie musiało, być naprawdę niewielkie. Na wszelki wypadek zajrzałem do lodówki,
wyciagnąłem słoik i sprawdziłem etykietę – suszone, ale jednak pomidory.
Karol Okrasa kazał mi inaczej spojrzeć na
odwieczny dylemat: co było pierwsze – jajko czy kura? Podczas oglądania tego
odcinka zacząłem się zastanawiać, skąd wzięło się jajo. Oczywiście od kury, ale
dlaczego nie zmieściło się w konwencji i nie zostało jajeczkiem albo chociaż jajkiem?
Rażący brak konsekwencji.
Składniki już poznaliśmy, teraz przepis. Odrobinka
czegoś do środeczka, potem smażyć wszystko na małym ogniu, bo farsz musi być
cieplutki, a racuszki mięciutkie. Słusznie, bo jeszcze byśmy zapomnieli, że nie
tylko rzeczowniki można zdrabniać.
W domu musi być kuchnia, a w niej
kuchenka i półki z kminkiem, gałką muszkatołową, ząbkiem albo nawet główką
czosnku, bo przyprawianie potraw gałą, zębem czy głową byłoby przesadą. Oczywiście
smaku doda także pieprz, chociaż pieprzyk mógłby być bardziej pikantny. Każdy
posiłek zjemy łyżką lub łyżeczką, jeśli nie da się widelcem. Na deser można
upiec ciastko albo ciasto. Co kto lubi, bo to jednak nie to samo. Tym bardziej
karczek i kark. Królik, jeden z bohaterów tego programu, królem zwierząt nigdy
nie został. Mógłby być króliczkiem, ale czy chciałby?
Już chciałem pochwalić Karola Okrasę, że
chociaż zielu angielskiemu pozwolił uniknąć losu tych wszystkich tłuszczyków,
gdy na koniec prowadzący pobiegł po talerzyk, aby wreszcie podać bliny z królikiem.
Wrócił z talerzem, na którym zmieściłaby się pizza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz