czwartek, 24 sierpnia 2017

Języczek kulinarny

Skoro o tym piszę – i to już drugi raz – to znaczy, że oglądam. Nie z obowiązku przecież, a dla przyjemności. Oglądam i od czasu do czasu nawet korzystam z przepisów Karola Okrasy. Ostatnio obejrzałem jednak odcinek, po którym straciłem apetyt. Zdrobnień tyle, że aż mnie zemdliło.

Nie było łatwo, ale wytrzymałem przed telewizorem aż do napisów. Czas urozmaicałem sobie robieniem notatek. Z trudem nadążałem zapisywać i być może dlatego nie od razu zorientowałem się, o czym właściwie był ten program. O soczewiaku czy soczewiaczku? Placku czy placuszku (na pewno nie placu)? Dopiero na końcu okazało się, że to jednak racuszek.

Siekanie wszystkiego, co nawinęło się pod nóż, zaczęło się – jak to w programie kulinarnym – już w pierwszej scenie. Na siekanie (zdrabnianie) wyrazów trzeba było poczekać. Niezbyt długo, bo jedynie do piątej minuty. Jak tylko usłyszeliśmy o słonince, to za chwilę skwierczały już skwareczki. Nieco później na patelnię wkroczył smalczyk, który – żeby nieco uogólnić – z czasem stał się tłuszczykiem. Pojawiło się również masełko, ale dopiero wtedy, gdy przyszła pora na sosy.

Tak, wiem, nie musicie mi przypominać: czepiam się. Czy nie uważacie jednak, że – zamiast skwareczek – wystarczyłyby skwarki (skwary nie brzmią zbyt apetycznie)? Po co cebulka i ziemniaczki? Znów niepotrzebne zdrobnienia, bo to zwykła cebula była, o pyrach nie wspominając… Albo miseczka i rondelek, choć oba naczynia miały całkiem słuszne rozmiary. Z suszonym pomidorkiem mam mały kłopot (kłopocik?). Przed suszeniem warzywo mogło, chociaż nie musiało, być naprawdę niewielkie. Na wszelki wypadek zajrzałem do lodówki, wyciagnąłem słoik i sprawdziłem etykietę – suszone, ale jednak pomidory.

Karol Okrasa kazał mi inaczej spojrzeć na odwieczny dylemat: co było pierwsze – jajko czy kura? Podczas oglądania tego odcinka zacząłem się zastanawiać, skąd wzięło się jajo. Oczywiście od kury, ale dlaczego nie zmieściło się w konwencji i nie zostało jajeczkiem albo chociaż jajkiem? Rażący brak konsekwencji.

Składniki już poznaliśmy, teraz przepis. Odrobinka czegoś do środeczka, potem smażyć wszystko na małym ogniu, bo farsz musi być cieplutki, a racuszki mięciutkie. Słusznie, bo jeszcze byśmy zapomnieli, że nie tylko rzeczowniki można zdrabniać.

W domu musi być kuchnia, a w niej kuchenka i półki z kminkiem, gałką muszkatołową, ząbkiem albo nawet główką czosnku, bo przyprawianie potraw gałą, zębem czy głową byłoby przesadą. Oczywiście smaku doda także pieprz, chociaż pieprzyk mógłby być bardziej pikantny. Każdy posiłek zjemy łyżką lub łyżeczką, jeśli nie da się widelcem. Na deser można upiec ciastko albo ciasto. Co kto lubi, bo to jednak nie to samo. Tym bardziej karczek i kark. Królik, jeden z bohaterów tego programu, królem zwierząt nigdy nie został. Mógłby być króliczkiem, ale czy chciałby?

Już chciałem pochwalić Karola Okrasę, że chociaż zielu angielskiemu pozwolił uniknąć losu tych wszystkich tłuszczyków, gdy na koniec prowadzący pobiegł po talerzyk, aby wreszcie podać bliny z królikiem. Wrócił z talerzem, na którym zmieściłaby się pizza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz