Moja mama ma jedną odpowiedź na kilkuminutowe bloki
reklamowe – zmienia kanał za kanałem, aż znajdzie taki, na którym nikt niczego
nie zachwala i nie zachęca do kupienia czegoś, co w ogóle nie jest jej
potrzebne. Ja też nie przepadam za reklamami, ale nie uciekam przed nimi. Wolę
pośmiać się z ich trochę niedouczonych autorów.
„Póki co, ciumkają długopis” – zanotowałem. Z ciumkania
nabijać się nie będę. Sam czasem ciumkam, więc nie mam nic przeciwko tej
czynności. Mam natomiast wiele przeciwko „póki co”, bo to przecież chwast w języku polskim. Konkretnie rusycyzm.
„Wznoszą w górę trofea”, „celne trafienie w zgagi
leczenie”... – autorzy tych reklam chyba się nasłuchali relacji z zawodów
sportowych. Diagnoza przypadłości jest identyczna – tautologia lub, jak kto
woli, masło maślane. Żadnego trofeum nie da się wznieść w bok ani tym bardziej
w dół, natomiast środek niecelnie trafiający w jakiekolwiek schorzenie może być
groźny dla życia lub zdrowia. Lekarza ani farmaceuty pytać nie trzeba, bo każdy
polonista powie wam to samo.
Od choroby przejdźmy do tematu ostatecznego. „Składki nie
wzrosną, nawet gdy będziesz coraz starszy” – to obietnica polisy na życie.
Przyznam, że trochę się rozmarzyłem, ale tylko raz. Bo co by było, zadałem
sobie pytanie, gdybym jednak mógł być coraz młodszy? Z miejsca odrzuciłem taką
ewentualność, bo oddaliłbym się od i tak niepewnej emerytury.
„Prawdopodobnie najlepsze piwo na świecie” – próbuje mnie
przekonać producent. Moim zdaniem, tak subiektywnym, jak to nad kuflem możliwe,
agencja reklamowa nadała słowu „prawdopodobnie” nowe znaczenie: w przypadku
tego piwa jest to prawdopodobieństwo bliskie zeru.
„Zdobądź dedykowane szkło” – kusi kolejny browar. Dedykacja,
posłużę się definicją ze Słownika Języka Polskiego PWN, to „krótki tekst umieszczony na początku książki, na
fotografii itp., informujący o tym, komu została ona podarowana
lub poświęcona”. Dedykowanie szkła, osobnego wejścia czy strony internetowej –
z takimi przypadkami też się zetknąłem – wydaje mi się nadużyciem.
„Wybierz ilość gwiazdek” – zachęca znawca branży
hotelowej. Gwiazdka czy gwiazda, niezależnie od wielkości, pozostaje
liczebnikiem policzalnym, więc mamy do czynienia z ich liczbą, nie ilością. To
bardzo ciekawe zjawisko: ci sami ludzie, którzy w języku polskim uparcie mylą
liczbę z ilością, najczęściej nie mają kłopotów, kiedy po angielsku powiedzieć
„how many”, a kiedy „how much”.
„Największy diler Opel w Polsce”... Nie wiem, co łyka
autor tej reklamy, ale chyba powinien zmienić dawkę albo nawet dilera.
Rzeczowniki, także marki samochodów, w języku polskim odmieniają się przez
przypadki. Gdybyśmy mieli do czynienia z rzeczownikiem „opela” w mianowniku
liczby pojedynczej, to moglibyśmy się zastanawiać, czy w dopełniaczu liczby
mnogiej bardziej poprawna byłaby forma „opeli”, czy „opel”. Nazwa własna
oczywiście zobowiązywałaby do pisowni wielką literą.
„Tyle w temacie sera” – ogłosił telewizor. Odpowiadam:
tyle na dziś na temat reklam.
Dziękuję, zawsze miło - nawet po wielu miesiącach - przeczytać taką recenzję. Na ciąg dalszy jednak się nie zanosi. Przynajmniej na razie. Raz, że ten blog powoli stał się dla mnie synonimem walki z wiatrakami; dwa, że czasu mam teraz znacznie mniej niż wtedy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie