czwartek, 2 marca 2017

Walory dzierżawcze

Każda kolejka ligowa, każdy dzień i prawie każdy mecz może być dowodem w sprawie o znęcanie się nad językiem polskim. Znęcają się oczywiście nie tylko komentatorzy piłki nożnej, ponieważ jednak oni robią to ze szczególnym okrucieństwem, im – z okazji jubileuszu – należą się wyjątkowe podziękowania. Gdyby nie oni, zanudziłbym się przed telewizorem długo przed setnym odcinkiem.

Proszę zauważyć, że wbrew namowom niektórych czytelników nie podaję nazwisk, więc mimo wszystko śmiejemy się z błędów, nie zaś z tych, którzy je popełniają. Na tak wyjątkową okazję chciałem przygotować wyjątkowe przykłady, ale czy jest sens? Jednego dnia robię notatki, już zacieram ręce, że będzie z czego się pośmiać, a tu bach: nazajutrz cały pomysł się wali, bo kolejny komentator zadaje polszczyźnie jeszcze mocniejszy cios.

Zacznę od przykładów, które nie były wprawdzie ciosami poniżej pasa, ale padły seryjnie – w kilkuminutowym skrócie jednego meczu. „Kapitalna sytuacja staje przed drużyną X” – emocjonował się dziennikarz. Sytuacja stanęła i sama się zmarnowała, bo gol nie padł. „Gracze tej drużyny proszą, a konkretnie osoba Y” – tu padło nazwisko piłkarza. „Zawiódł mnie Z” – komentator nie okazał litości zawodnikowi. Osobę redaktora proszę o większą odpowiedzialność za słowo. Jak ten biedny piłkarz Z będzie mógł dalej żyć ze świadomością, jak wielką krzywdę wyrządził mistrzowi mikrofonu?

Przepraszam, że już nie pamiętam, czy kolejne zdanie w cudzysłowie ma tego samego autora, co trzy poprzednie, czy może innego. Mam na myśli dwóch konkretnych, a każdy z nich ma dość talentu, aby wpaść na pomysł, że to było „głównie własne padnięcie”. Sędzia nie uwzględnił opinii komentatora i zarządził rzut karny, a ja jak padłem, tak leżę. Padłem sam, lecz będę się jednak upierał, że sfaulował mnie głos z telewizora.

Mottem jednej z drużyn angielskiej ekstraklasy jest stwierdzenie, że „w tej grze chodzi o chwałę”. No nie wiem... Kiedy słucham komentatorów skarżących się, jakoby „problemem tej drużyny były strzelone gole”, chwałę zostawiam innym, a sam zaczynam się zastanawiać całkiem przyziemnie, czy piłka polega na strzelaniu goli, czy raczej niestrzelaniu. Jeszcze nie słyszałem, aby ktoś był zbyt skuteczny, ale może – co całkiem prawdopodobne – na futbolu po prostu się nie znam?

Inny komentator zaimponował mi spostrzegawczością. „Z meczu na mecz wyglądają coraz lepiej” – pochwalił całą drużynę. Czy ja wiem... Przecieram oczy, zmieniam okulary na mocniejsze i nadal widzę, że od poprzedniego meczu ani wyraźnie nie schudli, ani nie przytyli; ani nie urośli, ani się nie skurczyli; opalać się nie mają gdzie, a nic nie wskazuje, aby całą drużyną wybrali się do solarium. Fryzury też wydały mi się jakby takie same jak przed tygodniem, choć może włos dłuższy o milimetr rzeczywiście robi różnicę. Jeśli rzecz w tym, aby na boisku wyglądać dobrze, jeszcze lepiej i w końcu najlepiej, to trzeba zwolnić trenerów szkolenia początkowego, a na ich miejsce zatrudnić speców od castingów.

„Piłkarz pokazał swoje walory” – dostrzegł komentator. A ja dostrzegam podtekst i wyjątkowo przestaję się czepiać nadużywania zaimków dzierżawczych. Można przecież wyobrazić sobie – świntusząc lub nie – jak zawodnik naprawdę pokazuje publiczności swoje walory. Albo walory kolegi, w końcu to gra zespołowa. Grając fair, wypada pokazać nawet walory rywala, chyba że będzie się wstydził.

Ja całkiem bezwstydnie będę pisał dalej. Jeśli komuś potrzebne uzasadnienie, niech jeszcze raz przeczyta pierwsze zdanie. Odcinek 101. za dwa tygodnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz