Każda kolejka ligowa, każdy dzień i prawie
każdy mecz może być dowodem w sprawie o znęcanie się nad językiem polskim. Znęcają
się oczywiście nie tylko komentatorzy piłki nożnej, ponieważ jednak oni robią
to ze szczególnym okrucieństwem, im – z okazji jubileuszu – należą się
wyjątkowe podziękowania. Gdyby nie oni, zanudziłbym się przed telewizorem długo
przed setnym odcinkiem.
Proszę zauważyć, że wbrew namowom niektórych
czytelników nie podaję nazwisk, więc mimo wszystko śmiejemy się z błędów, nie
zaś z tych, którzy je popełniają. Na tak wyjątkową okazję chciałem przygotować
wyjątkowe przykłady, ale czy jest sens? Jednego dnia robię notatki, już
zacieram ręce, że będzie z czego się pośmiać, a tu bach: nazajutrz cały pomysł
się wali, bo kolejny komentator zadaje polszczyźnie jeszcze mocniejszy cios.
Zacznę od przykładów, które nie były wprawdzie
ciosami poniżej pasa, ale padły seryjnie – w kilkuminutowym skrócie jednego
meczu. „Kapitalna
sytuacja staje przed drużyną X” – emocjonował się dziennikarz. Sytuacja stanęła
i sama się zmarnowała, bo gol nie padł. „Gracze
tej drużyny proszą, a konkretnie osoba Y” – tu padło nazwisko piłkarza. „Zawiódł mnie Z” – komentator nie okazał litości
zawodnikowi. Osobę redaktora proszę o większą odpowiedzialność za słowo. Jak
ten biedny piłkarz Z będzie mógł dalej żyć ze świadomością, jak wielką krzywdę
wyrządził mistrzowi mikrofonu?
Przepraszam, że już nie pamiętam, czy kolejne zdanie w
cudzysłowie ma tego samego autora, co trzy poprzednie, czy może innego. Mam na
myśli dwóch konkretnych, a każdy z nich ma dość talentu, aby wpaść na pomysł,
że to było „głównie własne padnięcie”. Sędzia nie uwzględnił opinii komentatora
i zarządził rzut karny, a ja jak padłem, tak leżę. Padłem sam, lecz będę się jednak
upierał, że sfaulował mnie głos z telewizora.
Mottem jednej z drużyn angielskiej ekstraklasy jest
stwierdzenie, że „w tej grze chodzi o chwałę”. No nie wiem... Kiedy słucham
komentatorów skarżących się, jakoby „problemem tej drużyny były strzelone
gole”, chwałę zostawiam innym, a sam zaczynam się zastanawiać całkiem
przyziemnie, czy piłka polega na strzelaniu goli, czy raczej niestrzelaniu.
Jeszcze nie słyszałem, aby ktoś był zbyt skuteczny, ale może – co całkiem
prawdopodobne – na futbolu po prostu się nie znam?
Inny komentator zaimponował mi spostrzegawczością. „Z
meczu na mecz wyglądają coraz lepiej” – pochwalił całą drużynę. Czy ja wiem... Przecieram
oczy, zmieniam okulary na mocniejsze i nadal widzę, że od poprzedniego meczu
ani wyraźnie nie schudli, ani nie przytyli; ani nie urośli, ani się nie
skurczyli; opalać się nie mają gdzie, a nic nie wskazuje, aby całą drużyną
wybrali się do solarium. Fryzury też wydały mi się jakby takie same jak przed
tygodniem, choć może włos dłuższy o milimetr rzeczywiście robi różnicę. Jeśli rzecz w tym,
aby na boisku wyglądać dobrze, jeszcze lepiej i w końcu najlepiej, to trzeba
zwolnić trenerów szkolenia początkowego, a na ich miejsce zatrudnić speców od
castingów.
„Piłkarz pokazał swoje walory” – dostrzegł komentator. A
ja dostrzegam podtekst i wyjątkowo przestaję się czepiać nadużywania zaimków
dzierżawczych. Można przecież wyobrazić sobie – świntusząc lub nie – jak
zawodnik naprawdę pokazuje publiczności swoje walory. Albo walory kolegi, w
końcu to gra zespołowa. Grając fair, wypada pokazać nawet walory rywala, chyba
że będzie się wstydził.
Ja całkiem bezwstydnie będę pisał dalej. Jeśli
komuś potrzebne uzasadnienie, niech jeszcze raz przeczyta pierwsze zdanie.
Odcinek 101. za dwa tygodnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz