Zacznę od razu od cytatu, bo brzmi i
śmiesznie, i strasznie: „Mamy
nadzieję, że bramkarz faktycznie ucierpiał i nie jest to gra pod publiczkę”.
Gdybym nie oglądał tego meczu, gdybym nie obejrzał wielu innych skomentowanych
przez tego samego dziennikarza, to powiedziałbym, że to idealny kandydat na
uosobienie tytułu poprzedniego felietonu.
Zbliżał się koniec meczu, a bramkarz drużyny, która
prowadziła („liderowała”, brrr, jak mówią niektórzy), zderzył się z
napastnikiem rywali. Z perspektywy studia (komentatorzy) i fotela
(telewidzowie) trudno było ocenić, czy faktycznie został boleśnie poturbowany,
czy tylko korzystał z okazji i podkradał czas. Właśnie wtedy dziennikarz
podzielił się z odbiorcami wspomnianą wcześniej nadzieją. Wierzę, że chciał
dobrze, a wyszło, obawiam się, jak zawsze.
Język komentatorów jest bardzo podatny na modę. Jeśli ktoś
uznawany – i w środowisku, i przez telewidzów – za jednego z najlepszych
wymyśli jakieś powiedzonko, to możemy być pewni, że wkrótce wszyscy będą je za nim
powtarzali. Wymyślił „przegranie piłki przez obrońcę”. Ja jestem prosty
człowiek – dla mnie przegrać to przegrać, zwłaszcza w sporcie, więc nie
rozumiem, dlaczego ktoś „miał pretensje do partnera, że to nie zostało
przegrane”.
Czasem moda staje się plagą. Co tydzień komentatorzy
zrzucają na metr kwadratowy boiska więcej niepotrzebnych zaimków wskazujących i
dzierżawczych niż kiedyś Amerykanie stonki na hektar pegeerowskiego pola
obsadzonego ziemniakami. „Ostatnia szansa w tej pierwszej połowie” –
dziennikarz robił co mógł, abym za wcześnie nie odszedł od telewizora. „A
będzie jeszcze inna pierwsza połowa?” – zapytałem bez nadziei na odpowiedź,
raczej już tylko z przyzwyczajenia. Sprawozdawca jakby mnie słyszał i zmienił
temat. „Jedni i drudzy szukają swoich szans” – kusił. Zostałem. Czekałem, aż
szukając w trawie szans swoich i cudzych zderzą się głowami. Naturalnie swoimi.
W telewizji mamy wysyp zaimków, natomiast przyimki jakoś nie
obrodziły. „Jedenaście meczów czeka na bramkę” – współczuł komentator. Domyślam
się, że napastnikowi, który od jedenastu kolejek nie potrafił („wpisać się na
listę strzelców” – powiedziałoby naprawdę wielu, a ja złośliwie odparłym, że
„widocznie analfabeci”) zdobyć gola. Brak prostego przyimka „do” sprawił, iż w
równie prostym zdaniu zmienił się podmiot i znowu wyszło śmiesznie.
Kłopoty z podmiotem bywają jeszcze bardziej zabawne.
Przenieśmy się z boiska piłkarskiego na skocznię narciarską. „Tak po
wylądowaniu spiker ocenił ten skok” – tłumaczył się komentator, który chwilę
wcześniej podał nam inną odległość. Powtórka pokazała jednak, że spiker być
może oceniał, ale na pewno nie skakał, więc także nie lądował. Wyszło jeszcze
śmieszniej. Stopniowanie przysłówka obiecuje coraz więcej. Mam nadzieje,
że nie zawiodę.
W lidze angielskiej płacą najhojniej. Młodzi ludzie mogą
zgłupieć, gdy co tydzień kasują ponad 100 tysięcy funtów. Kupują coraz szybsze
i coraz droższe samochody i popisują się nimi przed kolegami i dziewczynami.
Jeden z tych młodych piłkarzy, jak się dowiadujemy z telewizji, został niedawno
„zatrzymany przez policję pod wpływem alkoholu”.
Też bym pił na miejscu policjanta wypisującego mandat
człowiekowi zarabiającemu przez tydzień więcej niż on przez rok. Trochę jednak
szkoda, że komentator był trzeźwy.
Taki mądry, a pisze zdobyć gola. Zdobyć można bramkę, a gola się strzela.
OdpowiedzUsuńZ reguły na anonimy nie odpowiadam, ale tym razem zrobię wyjątek. Proszę przeczytać ten wywiad:
Usuńhttp://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/1,142076,20288653,jaka-jest-pilkarska-jedenastka-marzen-prof-miodka.html
Wybaczy Pan/Pani, ale prof. Jan Miodek jest dla większym autorytetem w sprawie polszczyzny niż nawet najbardziej krytyczny czytelnik tego bloga.
Pozdrawiam nieanonimowo
Dzień dobry, jestem dziennikarzem zzapolowy.com i chciałbym przeprowadzić z Panem wywiad. Niestety, trudno znaleźć do Pana jakiś prywatny kontakt, stąd taka forma mojego zaproszenia.
OdpowiedzUsuńBędzie mi bardzo miło, jeśli odezwie się Pan telefonicznie - 505487530 lub mailowo - davidszymczak7@gmail.com