Rio de Janeiro powoli wraca do rytmu dnia
powszedniego, więc skorzystam z okazji i w igrzyskach, których bohaterami są
komentatorzy sportowi, zrobię kilka dni przerwy. W tym czasie, jeśli nie będę
miał nic lepszego do roboty, oczywiście zamierzam wsłuchiwać się w to, co powie
telewizor. A dziś ogłaszam tydzień pokoju olimpijskiego, bo chociaż nie wszyscy
się z tym zgadzają, to igrzyska się skończyły, a zaczęła olimpiada.
Dziś o błędach, które codziennie słyszymy na
ulicy, w tramwaju, sklepie, na imieninach u cioci... Czy macie dość odwagi, aby
poprawiać na przykład teściową? Jeśli tak, to szepnijcie jej na ucho, że nie
powinna mówić „w każdym bądź razie”, bo ktoś błędnie pożenił wyrażenia „w
każdym razie” i „bądź co bądź”. Zamierzałem napisać, że wyszedł z tego i
mezalians, i związek bez przyszłości. Pomyliłbym się, ponieważ trudno wskazać,
który zwrot jest lepszego, a który gorszego sortu. A przyszłość przed tym
związkiem „bynajmniej” piękna...
Ze źle pojmowanym „bynajmniej” ślicznie
rozprawił się Wojciech Młynarski:
Za
kim to, choć go wcześniej nie znałem,
Przez
ciasny peron się przepychałem?
Za
Panią, bynajmniej za Panią...
Wojciech Młynarski opowiadał kiedyś na scenie o przedstawicielu
suwerena, który podszedł do znanej piosenkarki i chcąc powiedzieć komplement, radośnie
oświadczył: „Jest pani, niestety, czarująca!”. Czy jest z czego się śmiać?
Bynajmniej. Tylko na wszelki wypadek przypomnę, że to partykuła wyrażającą
przeczenie.
O „dwutysięcznym szesnastym” piszę od dwa tysiące
piętnastego, czyli od „roku czasu”. Jeśli spojrzymy w kalendarz, to zobaczymy,
że mamy dziś nie dwudziestego piątego czerwca, nie dwudziesty piąty czerwiec,
lecz dwudziesty piąty czerwca. Ten błąd często powielają radio i telewizja, ale nie z
winy dziennikarzy, reporterów i prezenterów, lecz głównie ich rozmówców.
Można się zgadzać z tym, co i jak piszą w
gazetach – a niektórzy piszą tak, że chyba pora zacząć odróżniać fakty
autentyczne od nieautentycznych – ale nigdy nie należy pytać: „Co tu pisze?”.
Bo pisze nie co, a kto – mimo wszystko człowiek. Jeśli napisał niewyraźnie albo
zbyt małymi literami, to kogoś, kto ma lepszy wzrok lub przynajmniej (nie mylić
z bynajmniej) mocniejsze okulary, trzeba zapytać „Co tu jest napisane?”.
Ludzie mediów, bynajmniej (mania prześladowcza?)
nie tak rzadko, czy to w „dniu wczorajszym”, czy „dzisiejszym”, popełniają ten
błąd uparcie i wiele razy „pod rząd”. Trzeba przyznać, że nie próbują (dajmy
dziś spokój wyjątkom) czegoś „wziąść” ani niczego „włanczać”, chociaż niektórzy
bardzo „chcom” robić to, co „lubiom” – występować w telewizji.
Dlaczego powinniśmy cytować w cudzysłowie, nie
„cudzysłowiu”, też już wspominałem. Kto nie pamięta argumentów Zuzi, niech „cofnie
się do tyłu” i pogrzebie w blogowym archiwum. Warto. Są podobne do tych, które
opisują różnicę między „przyszłem" a „przyszedłem” (niech edytor nie
poprawia bez pozwolenia!). Nawracając kogoś na drogę językowej poprawności
zwróćcie uwagę, że przecież nikt nie mówi „on przyszł”.
Nie wiem, skąd u mnie ta pewność...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz