Jeśli źle lub bardzo źle mówi były
piłkarz lub trener, pomagający komentatorowi i nam, widzom, spojrzeć na mecz
bardziej fachowym okiem, z rezygnacją macham ręką. Widocznie nie można mieć
wszystkiego, czyli eksperta potrafiącego połączyć treść z formą. Co można
zrobić, kiedy – aż się prosi, żeby za telewizorem wstawić przymiotnik
„ewidentne” – błędy popełnia zawodowy dziennikarz? Zmienić kanał?
Można, ale telewidz nigdy nie ma
pewności, czy nie trafi z deszczu pod rynnę. Polityków strach słuchać, bo nawet
kłamać nie potrafią poprawnie. Reporterzy, publicyści i prezenterzy szybko przyswajają
sobie błędy rozmówców i chętnie dzielą się nimi swoimi. Reklamodawcy nie
szanują ani naszej inteligencji, ani wrażliwości językowej… W radiu niewiele
lepiej, a w internecie już prawie dno.
W tej sytuacji nie zmieniłem
kanału, za to z jeszcze większą zawziętością notowałem kolejne wpadki
komentatorów. Wczoraj największe wrażenie zrobiło na mnie zdanie: „Nie było tak
jak wczoraj, gdzie zajmowano się przede wszystkim...”. Już nie słuchałem, kto i
czym zajmował się przede wszystkim, ponieważ próbowałem zgadnąć, jak można było
użyć zaimka pytajno-względnego „gdzie” do określenia czasu, nie zaś miejsca
zdarzenia. Jak można nie wiedzieć, że właśnie do tego celu stworzony jest
zaimek „kiedy”?
Pisałem już o tym równo pół roku temu w
rozdziale „Gdzie wzrok nie sięga, tam język pośle”. Jeden z moich dobrych
znajomych, pomagający mi w tropieniu błędów najczęściej powtarzających się w
polskich mediach, podrzucił w komentarzu kolejny przykład. „Terroryści dokonali
zamachu, gdzie są ofiary śmiertelne". Powoli dochodzę do wniosku, że
wszyscy jesteśmy terroryzowani przez ludzi, którzy – tu ograniczę się do
dziennikarzy sportowych – wszystkie wyniki, tabele, rekordy i rankingi mają w
małym palcu (zamiast w komputerze), lecz już zapomnieli, na którą półkę odłożyli
słownik poprawnej polszczyzny.
Nie będę przeszukiwał kilku stron notatek, bo
mam pod ręką dwa pyszne przykłady z transmisji jednego z wczorajszych meczów
eliminacji piłkarskiej Ligi Mistrzów. Krótka dygresja... Są tacy komentatorzy,
którzy przez 90 minut potrafią kilkanaście razy przypomnieć, że to mecz
„piłkarskiej” Ligi Mistrzów. Panowie, czy naprawdę aż za takich idiotów macie
telewidzów?
„Sfabrykowali gola” – powiedział
pan sprawozdawca. Słownik języka polskiego podpowiada: „wymyślić coś” (nigdy
„wymyśleć”!), „sfałszować”. Gdyby powiedział tak o arbitrach, to moglibyśmy bić
mu brawo za oryginalne określenie pomyłki sędziowskiej lub wręcz oszustwa. On
jednak powiedział tak o piłkarzach drużyny, która zdobyła bramkę. Spalonego nie
było, faulu też nie, więc na jakiej podstawie komentator oskarżył ich o
fałszerstwo?
„Piłkarz zaczerpnięty ze stajni” –
autor ten sam. Stacja naprawdę porządna, inaczej bym za nią dodatkowo nie
płacił, ale coraz bardziej przypomina stajnię Augiasza. Skąd zaczerpnęła tego
komentatora?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz