czwartek, 20 sierpnia 2015

Komentator zaczerpnięty ze stajni

Jeśli źle lub bardzo źle mówi były piłkarz lub trener, pomagający komentatorowi i nam, widzom, spojrzeć na mecz bardziej fachowym okiem, z rezygnacją macham ręką. Widocznie nie można mieć wszystkiego, czyli eksperta potrafiącego połączyć treść z formą. Co można zrobić, kiedy – aż się prosi, żeby za telewizorem wstawić przymiotnik „ewidentne” – błędy popełnia zawodowy dziennikarz? Zmienić kanał?

Można, ale telewidz nigdy nie ma pewności, czy nie trafi z deszczu pod rynnę. Polityków strach słuchać, bo nawet kłamać nie potrafią poprawnie. Reporterzy, publicyści i prezenterzy szybko przyswajają sobie błędy rozmówców i chętnie dzielą się nimi swoimi. Reklamodawcy nie szanują ani naszej inteligencji, ani wrażliwości językowej… W radiu niewiele lepiej, a w internecie już prawie dno.
W tej sytuacji nie zmieniłem kanału, za to z jeszcze większą zawziętością notowałem kolejne wpadki komentatorów. Wczoraj największe wrażenie zrobiło na mnie zdanie: „Nie było tak jak wczoraj, gdzie zajmowano się przede wszystkim...”. Już nie słuchałem, kto i czym zajmował się przede wszystkim, ponieważ próbowałem zgadnąć, jak można było użyć zaimka pytajno-względnego „gdzie” do określenia czasu, nie zaś miejsca zdarzenia. Jak można nie wiedzieć, że właśnie do tego celu stworzony jest zaimek „kiedy”?
Pisałem już o tym równo pół roku temu w rozdziale „Gdzie wzrok nie sięga, tam język pośle”. Jeden z moich dobrych znajomych, pomagający mi w tropieniu błędów najczęściej powtarzających się w polskich mediach, podrzucił w komentarzu kolejny przykład. „Terroryści dokonali zamachu, gdzie są ofiary śmiertelne". Powoli dochodzę do wniosku, że wszyscy jesteśmy terroryzowani przez ludzi, którzy – tu ograniczę się do dziennikarzy sportowych – wszystkie wyniki, tabele, rekordy i rankingi mają w małym palcu (zamiast w komputerze), lecz już zapomnieli, na którą półkę odłożyli słownik poprawnej polszczyzny.
Nie będę przeszukiwał kilku stron notatek, bo mam pod ręką dwa pyszne przykłady z transmisji jednego z wczorajszych meczów eliminacji piłkarskiej Ligi Mistrzów. Krótka dygresja... Są tacy komentatorzy, którzy przez 90 minut potrafią kilkanaście razy przypomnieć, że to mecz „piłkarskiej” Ligi Mistrzów. Panowie, czy naprawdę aż za takich idiotów macie telewidzów?
„Sfabrykowali gola” – powiedział pan sprawozdawca. Słownik języka polskiego podpowiada: „wymyślić coś” (nigdy „wymyśleć”!), „sfałszować”. Gdyby powiedział tak o arbitrach, to moglibyśmy bić mu brawo za oryginalne określenie pomyłki sędziowskiej lub wręcz oszustwa. On jednak powiedział tak o piłkarzach drużyny, która zdobyła bramkę. Spalonego nie było, faulu też nie, więc na jakiej podstawie komentator oskarżył ich o fałszerstwo?
„Piłkarz zaczerpnięty ze stajni” – autor ten sam. Stacja naprawdę porządna, inaczej bym za nią dodatkowo nie płacił, ale coraz bardziej przypomina stajnię Augiasza. Skąd zaczerpnęła tego komentatora?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz