czwartek, 13 sierpnia 2015

Faul czysty jak łza

Dałem sobie kilka dni urlopu, stąd tydzień przerwy w polerowaniu polszczyzny. Wróciłem ze wsi do miasta, znad jeziora i spod lasu przed telewizor i komputer, i od razu wdałem się w wymianę zdań na Twitterze. Wytknąłem jakiś błąd jezykowy, pochwaliłem innego krytykującego – i dalej już samo poszło.

A zaczęło się od niewinnej uwagi Radosława Nawrota, któremu nie jest obojętny język, jakim posługuje się nasza grupa zawodowa, że zwrot „piłkarz jest pod grą” trudno uznać za wzór poprawności albo piękna. Dodałem, że „piłkarz pod kryciem” brzmi co najmniej zalotnie, i wtedy jeden z dyskutantów zarzucił nam, że się czepiamy.
Komentatorzy mówią jak mówią, a ponieważ wszyscy ich rozumieją, to w czym problem? – tak z grubsza argumentował. W tym, szanowny adwersarzu, że mógłbym przecież napisać „adwersażu” i też („terz”...) byśmy się zrozumieli. Otóż nie – każdy język (jak mecze pucharowe, o czym nigdy nie zapominają przypomnieć komentatorzy) „rządzi się swoimi prawami”. Można mówić ładnie lub brzydko, zwięźle lub rozwlekle, interesująco lub zanudzać słuchaczy, ale zawsze trzeba w zgodzie z regułami.
Zastanawiałem się, po jaki przykład sięgnąć, aby pokazać, że „język piłkarski” przekracza nie tylko granice poprawności, ale także absurdu. Nie musiałem długo szukać, bo nie po to od prawie roku robię notatki, żeby teraz tracić czas na myślenie. Tym słowem jest „faul”, przez sprawozdawców, towarzyszących im ekspertów oraz samych piłkarzy powszechnie uważany za synonim „rzutu wolnego”.
„Piłkarz domaga się od sędziego faulu” – usłyszałem i zapisałem. Meczu już nie pamiętam, więc teraz staram się wyobrazić sobie tę sytuację. Zawodnik przebiega obok arbitra i żąda, żeby go kopnął albo chociaż podciął? „Ten faul Arsenalowi się należał” – o, to jeszcze ciekawszy lapsus. Czyżby komentator był sympatykiem Tottenhamu i cieszył go każdy faul na piłkarzu rywala zza miedzy? „Nie było faulu” – lubi zapewniać komentator, który zbyt wolno zbliża się do wieku emerytalnego. A faul był, co pokazały liczne powtórki. Nie było tylko gwizdka sędziego i rzutu wolnego, ale to już inny problem.
Kolejnym przykładem szkodliwej nowomowy rozmnażającej się w języku komentatorów jak ostatnio sinice w Bałtyku jest „stały fragment gry”. Jeśli akurat nie patrzę w telewizor, to nie dowiem się, czy chodzi o rzut rożny czy wolny. Stałym fragmentem gry jest przede wszystkim rozpoczęcie meczu, więc dlaczego coraz liczniejsza rzesza komentatorów ekscytuje się kornerem jako pierwszym stałym fragmentem dla tej samej drużyny? Poza tym zawsze warto mówić jak najbardziej konkretnie – precyzja to przecież zaleta.
Albo „przegrać piłkę przez obrońcę”... Zawsze wydawało mi się (i chyba nie zanosi się na to, aby ta definicja miała się zmienić), że „przegrana” znaczy to samo, co „porażka”. Nie dla niektórych komentatorów jednak. Im nie przeszkadza, iż obrońca tej piłki nie stracił (nie przegrał), bo rywal w ogóle nie próbował mu jej odebrać. Tym dziennikarzom, takie odnoszę wrażenie, zależy nie tyle na rzetelnym przekazie, co na orygilności wypowiedzi.
Wróćmy na chwilę do „faulu”. Są jeszcze tacy sprawozdawcy, którzy potrafią użyć porównania, które potwierdza, że znają właściwe znaczenie tego słowa. „Faul czysty jak łza” – ocenił jeden z nich. Sędzia oczywiście tej opinii nie słyszał, ale zgodził się z nią „w ciemno” – gwizdnął i podyktował rzut wolny.

2 komentarze:

  1. Ostatnio natknąłem się na takie zdanie w sprawozdaniu z meczu: "Faul Kowalskiego został ukarany czerwoną kartką". Tekst cytuję dokładnie, zmieniłem tylko nazwisko piłkarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To logiczne. Rywal Kowalskiego domagał się od sędziego faulu. Sfaulował go jednak Kowalski, co zdenerwowało sędziego i pokazał czerwoną kartkę faulowi.
      Pozdrawiam

      Usuń