czwartek, 14 maja 2015

Tuwim bezpośredni


Jeśli drugi tydzień z rzędu (nigdy „pod rząd”, bo to rusycyzm) znowu nie wspomnę o dziennikarzach i błędach najczęściej przez nich popełnianych, to pomyślicie sobie, że albo ja przestałem już w ogóle oglądać telewizję, albo (z zasady nie stawiamy przecinka przed „albo”, ale czasem trzeba) oni przestali się mylić. Nic z tych rzeczy – wracam do źródeł.

W niedzielę wydarzeniem medialnym był oczywiście wieczór wyborczy. Z ciekawości bawiłem się pilotem i skakałem po programach. Kiedy w jednej ze stacji usłyszałem, jak dziennikarz – a może raczej prezenter?; w każdym razie (nigdy „w każdym bądź razie”) bardzo popularny – zachęcał gości w studiu, aby „podnieśli ręce do góry”, uciekłem do ulubionego kanału sportowego. Jeśli bowiem podobnych zwrotów (to tautologia lub, jak kto woli, pleonazm) używa były sportowiec, a obecnie ekspert telewizyjny, to ręce mi opadają jakby mniej gwałtownie.
Od zawodowców należy wymagać więcej. Kolega-dziennikarz podesłał mi link do gazety, której nie czytam programowo. Na jej kolumnie sportowej ukazał się wywiad z dziennikarzem telewizyjnym przeprowadzony przez dziennikarza prasowego, a w nim taka odpowiedź: „Ludzie wstali i podnosząc ręce w górę, opuszczając je w dół, oddawali mu hołd”.
Od dziennikarzy trzeba wymagać nie tylko niepopełniania (rzeczownik odczasownikowy, czyli temat sprzed tygodnia; kilka dni temu natknąłem się nawet na „nic nie robienie”...) błędów gramatycznych, składniowych czy stylistycznych, ale również logicznych. Co powiecie na tak odkrywczą opinię wygłoszoną podczas meczu Ligi Mistrzów: „Wydaje mi się, że awansować może tylko jedna drużyna". Naprawdę? Skoro grają dwie, to czy mogą awansować obie?
Celem wszystkich awansów jest „wielki finał”. W przypadku piłkarskiej Ligi Mistrzów, bo o niej była mowa, wystarczyłby finał bez przymiotnika, ponieważ ani „mały”, ani tym bardziej „średni” nie jest przecież rozgrywany. Ta uwaga dotyczy także komentatorów tenisa. W tej dyscyplinie z meczami o trzecie miejsce mamy do czynienia tylko podczas igrzysk olimpijskich, więc raczej rzadko. W ogóle warto posłuchać rady Juliana Tuwima, aby unikać przymiotników, bo osłabiają znaczenie rzeczowników.
Finał, niezależnie od rozmiarów, niektórzy komentatorzy zaliczają do kategorii „meczów bezpośrednich” (dobrze przynajmniej, że nie „meczy”...). Co rozumieją pod pojęciem „meczu pośredniego”, dotychczas nie wyjaśnili.
Na Twitterze spotkałem kilku kolegów po fachu, którym również nie podobają się z pozoru poprawne, ale jednak strasznie wytarte porównania i określenia w stylu: „soczysty strzał”, „ewidentny spalony” (walczący o prymat z równie „ewidentnym faulem”), „sytuacji jest jak na lekarstwo”, „pieczołowicie pilnować rywala” czy „fatalny błąd”. To jednak i tak małe piwo w porównaniu z rozbijaniem związków frazeologicznych, z czego – mam nadzieję – pośmiejemy się za tydzień.

4 komentarze:

  1. dziękuję, wydawało mi się, że mowa polska jest zaklęta a Ty ja tak pięknie przedstawiasz, pozdrawiam
    fanka j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale proszę o mniej komplementów, bo Wojciech Młynarski przestrzegał, że "ludzie, którym często biją brawo, mogą się zakochać sami w sobie" (czy jakoś tak)

      Usuń
  2. Ale forma "meczy" (chociaż ja jej także nie stosuję i nie lubię) nie jest uznawana za niepoprawną. Chyba nawet, o ile mnie pamięć nie myli, sam profesor Miodek o tym wspominał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego nie napisałem, że kategorycznie nie (jak np. w przypadku "pod rząd" czy "w każdym bądź razie). Pisząc "dobrze przynajmniej..." zostawiłem otwartą furtkę - tak, ta forma jest dopuszczalna przez słowniki, ale brzmi koszmarnie.

      Usuń