Komentowanie wydarzeń politycznych na
Facebooku stało się zajęciem dość ryzykownym – grozi utratą znajomych (nie
mówię o przyjaciołach), którzy mają inne poglądy niż my, i nie gwarantuje
nowych, chociaż się z nami zgadzają. Co innego poprawna polszczyzna. Szacunek
dla języka ojczystego łączy ponad podziałami.
Magda – wcale nie twierdzę, że poglądy
polityczne Magdy leżą na innym biegunie niż moje – podzieliła się ze mną na
Facebooku uwagą, że według
Panów Komentatorów piłkarze „adresują piłkę". Niemal jak moja Szefowa,
która „referuje do metryk".
Odpowiedzialem jej tak: Według panów komentatorów (pozostałbym przy małej literze) panowie
piłkarze potrafią także liczyć (np. bramkarze obliczają lot piłki) i pisać (np.
napastnicy zostają autorami bramek). Brakowało umiejętności pisania, więc to
adresowanie jest jak najbardziej na miejscu.
Nie wiem, czy ją przekonałem. Chyba jednak
nie, bo nadal dociekała: Adres
piszą na piłce czy jak?? Obiecałem, że się dowiem. Trochę pochopnie, bo
kogo tu pytać? Ci, którzy każą piłkarzom adresować podania, adresu tego bloga raczej
nie znają, o czym najlepiej świadczy lista błędów, których jeszcze nie zdążyłem
omówić.
Sezon ligowy się skończył, mistrzostwa Europy
dopiero za kilka tygodni, więc spróbuję zrobić mały remanent w notatkach. Z
lenistwa – wolno mi, bo to blog, nie praca naukowa – nie będę się odwoływał do słownikowej
teorii, a tylko pośmieję się z telewizyjnej praktyki.
„Ostatnie cztery sezony nie mogą zaliczyć do
udanych” – powiedział jeden z tych ekspertów, którzy nigdy nie powinni dostać
mikrofonu do ręki. Obawiam się, że prędzej obronię strzał Roberta
Lewandowskiego z rzutu karnego niż ten komentator poprawnie wypowie zdanie
rozwinięte.
„Nie było konieczności, aby szukać faulu na
rywalu” – to już nie ekspert, lecz dziennikarz. Konieczności znęcania się nad
nim nie było, faulu, zapewniam, nie szukałem, jeśli jednak zawodowiec sam się
nadstawia, to grzech zmarnować taką okazję. Wielu by dodało, że stuprocentową.
„Aż szkoda przerywać tego meczu” – żalił się inny.
Nie było jednak wyboru, ponieważ zaczęła się „ta końcówka pierwszej połowy”. Raz
na jakiś czas można napisać coś pozytywnego, więc – przyznaję, chociaż bez
przekonania – doceniam znajomość przysłowia przypominającego, ile końców ma
kij. Co ma kij do połowy, tego jednak nie ogarniam.
„Chcą trochę zmakijażować ten wynik”. Może nie
wyczułem subtelności sformułowania? Ja, tym razem szczerze, pochwaliłbym
drużynę, która do końca („tego” końca) meczu walczyła o zdobycie gola
honorowego.
„Charakterystyka
gry ofensywnej gości była efektem dobrej gry obrony gości”. Ja bym na to nie
wpadł. Szacun!
Już wielokrotnie ktytykowałem „mecze
bezpośrednie”. Komentatorzy nie tylko nie oduczyli się tego zwrotu, ale jeden z
nich poszedł za ciosem i trafił mnie (kto chce, niech sobie dopowie, że celnie)
„bezpośrednim pojedynkiem fizycznym”. Moralnie też się poddaję.
„Można się nabawić konsekwencji” – lojalnie
ostrzegał kolejny redaktor. „Chodzi o to, żeby nie skakać do każdych akcji” –
zwrócił uwagę jego kolega. No pewnie! Co prawda nie wiem, dlaczego nie skakać,
ale podświadomie się zgadzam. „Wizualnie wyglądają jak bliźniacy”. Skomentujcie
sobie sami. Ja nie mogę, bo muszę natychmiast przyjąć coś na uspokojenie, aby
przypadkiem nie nabawić się jakichś konsekwencji.
Powoli przechodzimy do tego, od czego zaczęła
Magda – do podań. „Dlaczego nie została zagrana do niego lżejsza piłka?” –
zapytał ekspert. Nie mogłem się oprzeć, bo to ten mój ulubiony i dlatego
śpieszę z odpowiedzią. Proszę pana, nie mogła być lżejsza, ponieważ wszystkie
ważą od 410 do 450 gramów.
„Nie było podania pozytywnego”. To oczywiste.
Żeby było pozytywne, podający musi nie tylko poprawnie je zaadresować, ale
również podać adres nadawcy. Mam nadzieję, że Magda przyjmie to wyjaśnienie do
łaskawej wiadomości.
A gdy już podanie zostanie zaadresowane to po stronie odbiorcy pojawia się konieczność odczytania (lub przeczytanie) intencji podającego... Podczas większości meczów Ekstraklasy mam wrażenie, że zawodnicy zajmują się już bardziej czytaniem niż grą. Ale raczej czytaniem bez zrozumienia.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia,
AJ
Jeszcze sezon, a zaczną się zastanawiać, co poeta (przepraszam: podający) miał na myśli.
UsuńDziękuję, pozdrawiam