czwartek, 5 maja 2016

Kto tak pyta, ten błądzi

Kolega, który poprosił o dyskrecję, bo nie chce, żeby jego żona domyśliła się, jak często zagląda na strony bukmacherów internetowych (oj, naiwny...), podesłał mi kilka przykładów pytań zadawanych jemu i innym grającym. Wszystkie mają wspólną cechę – kończą się jak należy, ale zaczynają byle jak.

Dla większości bukmacherów funkcjonujących w sieci podstawowym językiem jest oczywiście angielski. Nie wyobrażam sobie, aby William Hill – najbardziej brytyjska z brytyjskich firm działających w tej branży – zrezygnował z who, what, how, where, when, do i innych słów, bez których nie da się zadać pytania.
Na stronach dostępnych także w języku polskim nie brakuje zaimków pytających „kto”, „co”, „jak”, gdzie”, „kiedy” i jeszcze kilku innych. Na kilku brakuje natomiast partykuły „czy”. To dziwne, bo bardzo często odnoszę wrażenie, że osoby odpowiedzialne za treść w naszej części www lepiej znają język angielski niż polski. Nigdy nie zapominają o do na początku zdania pytającego, natomiast rzadko pamiętają o „czy”.
Oto kilka dowodów tylko z ostatnich dwóch tygodni:
–  Rozpędzona Wisła gładko rozprawi się z beniaminkiem z Niecieczy?
Wisła przedłuży dobrą passę?
Poznamy mistrza we wtorek?
Królewscy postawią na Etihad krok w stronę wielkiego finału?
Bayern podpije Madryt?
Juergen Klopp będzie spać spokojnie po wizycie w Hiszpanii?
Królewscy obronią Twierdzę Bernabeu?
Liverpool odwróci losy dwumeczu?
Nie wiem, może wydaje się im, że wystarczy wymyśleć zdanie oznajmujące, potem kropkę zastąpić pytajnikiem i już gotowe?
Polszczyzna jest językiem fleksyjnym, czyli takim, w którym funkcję wyrazu w zdaniu określa nie jego pozycja, lecz końcówka wynikająca z odmiany przez przypadki, rodzaje itp. Nie trzeba tego od razu uczyć się na pamięć, sam to teraz przepisuję ze słownika; wystarczy zapamiętać, że szyk zdania można określić dość dowolnie, choć ta dowolność jest nieco ograniczona przez normę.
Wspominam o tym, ponieważ przed meczem Real Madryt – Manchester City jeden z portali kusił klientów pytaniem: „Już Ronaldo w składzie?”. W tym przypadku nawet partykuła „czy”, gdyby odzyskała należną jej pozycję w zdaniu pytającym, nie uratowałaby tego hasła – bo zdaniem tego nazwać nie można – przed zarzutem niepoprawności. Szyk nadal pozostawiałby wiele do życzenia.
Koledze, który podsunął mi dzisiejszy temat, radzę, aby adresy portali bukmacherskich jak najszybciej usunął z ulubionych. Jeśli będzie przegrywał, wcześniej czy później jego żona dopatrzy się dziury w rodzinnym budżecie. Jeśli dużo wygra, to urząd skarbowy – wbrew unijnym wytycznym – przychód z zakładów na portalach zagranicznych uzna za nielegalny i opodatkuje według widzimisię (jaka szkoda, że to słówko się nie odmienia!) urzędnika. A wygra czy przegra, naczyta się tych okaleczonych pytań i jeszcze kiedyś uzna je za normę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz