czwartek, 5 stycznia 2017

Dwa dobre, równe zdania

Adam Małysz lubi powtarzać, że w tym sporcie chodzi o to, aby oddać dwa dobre, równe skoki. Z komentowaniem wydarzeń sportowych, w tym Konkursu Czterech Skoczni – jak widzicie, znalazłem temat świeży niczym śnieg, który właśnie prószy – jest podobnie: trzeba wypowiedzieć dwa równe zdania. Dobrze, jeśli poprawne...

Jeden z komentatorów – nie podpowiem, który; stacje są dwie, a oni pracują parami – zaimponował mi równą formą, choć noty za styl należą mu się raczej niskie. Nie tylko podczas jednego konkursu, ale nawet w trakcie tej samej serii skoków wspomniał o „szybszych prędkościach” na rozbiegu i „najdłuższych odległościach” już po lądowaniu.

Przepraszam, ale nie mogę powstrzymać się przed dygresją. Niedawno zdałem sobie sprawę, że o błędach językowych pisuję wyłącznie dla przyjemności, nie dla chleba, więc według mojej prywatnej definicji stałem się grafomanem. Trudno, będę musiał jakoś z tym żyć. A z drugiej strony od razu mi lżej, bo nie muszę udawać polonisty ze stopniem naukowym i mogę sobie pozwolić na mniej fachowe słownictwo. Mogę na przykład – na potrzeby tego tekstu – zatrzeć różnicę między pleonazmem a tautologią, ograniczyć się do wytknięcia komentatorowi błędu maślano-maślanego i dodać mały plus za konsekwencję.

Być może zdążyliście już zauważyć, że szczególnie mocno irytuje mnie nadużywanie zaimków. Dziennikarze tenisowi wyliczają turnieje, które Roger Federer „wygrał w swojej karierze”. Od ponad dwóch lat nie mogę się doprosić, aby jeden z tych turniejów – najlepiej Wimbledon – ktoś zechciał wygrać w mojej. Albo komentatorzy piłki nożnej, którzy nie potrafią nie podkreślić, że „gol padł w tej drugiej połowie”. Do dziś czekam na odpowiedź, ile jest drugich połów, aby trzeba było odróżniać tę od tamtej.

Pan od skoków narciarskich też mi podpadł zaimkowo, ale chociaż mnie rozbawił. Słysząc, że zawodnik „skorygował w locie swoją sylwetkę”, zacząłem sobie wyobrażać, jak koryguje sylwetkę rywala. Gdyby chodzilo o narciarza zjazdowego, sprawa byłaby łatwa – alpejczycy nie wychodzą na stok bez kijków. A takim kijkiem już by można było pogrzebać przy sylwetce innego zawodnika.

Miałem kilka koncepcji. Laleczkę wudu szybko odrzuciłem, bo reprezentanci krajów afrykańskich i karaibskich rzadko skaczą na nartach, a już na pewno nie w serii finałowej konkursu Pucharu Świata. Może korygujący stał za drzewem, spoza którego sterował skaczącym przy pomocy fal radiowych? Też odpada, bo sędziowie dokładnie sprawdzają kombinezony i na pewno wykryliby odbiornik.

Skoki narciarskie to jedna z takich konkurencji, których nie da się uprawiać amatorsko. Ja też chętnie bym kiedyś skoczył z Wielkiej Krokwi, ale na trzeźwo się boję, a po spożyciu nikt mnie na skocznię nie wpuści (chyba że napije się ze mną). Jedyna szansa, aby skorygować sylwetkę i swoją, i cudzą, to jakaś gra komputerowa. Piszę „jakaś”, bo nie mam żadnej, więc nie dowiem się, czy potrafiłbym oddać dwa dobre, równe skoki.

3 komentarze:

  1. Nawiasem mówiąc, według miłościwie nam panującego słownika poprawnej polszczyzny PWN skoków się nie oddaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ale przyjąłem założenie, że na skokach jeden Adam Małysz zna się lepiej niż cała Rada Języka Polskiego. ;-)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń